Niedziela 10,10. Zamiast gór, górska rzeka.

 Jedziemy popływać kajakami. Pogoda dopisuje, jest ciepło i sucho.

Ekipa:

Ja

Justyna

Justyna 

Lilka 

Atakujemy wełnę. W najbardziej klasycznym miejscu. Czyli odcinek od DK11 do Jaracza. Startujemy na:

29,6 kilometrze. Tutaj rzeka ma już charakter górski. Zatrzymujemy busa pod drzewem i wyciągamy kajaki.

Większość z nas ma wiosła skrętne. Tylko jedna osoba płynie z wiosłami prostymi. Podzieliliśmy się na zespoły: Lilka płynie z Justyną w PRO TOUR 470, Moja Justyna w RIO, a ja oczywiście w Traperze..
Ustaliliśmy, że będę pełnił rolę straży tylnej. żeby w razie potrzeby zawsze pomóc. Pojawił się pierwszy problem. Jak wejść do kajaka w butach, nie zamaczając ich. Ja tego problemu nie mam. Buty spakowane w luku bagażowym. Ubrany też jestem odpowiednio. Krótkie spodnie, krótki rękawek.
Muszę pilnować towarzystwo. Już na samym początku Lilka by się zgubiła i popłynęła w drugą stronę :)

Moja Justyna jest niezadowolona z doboru kajaków. Pyta dlaczego tak. No to jej tłumaczę, że PRO ma pancerną konstrukcję, ale przez to jest cięższy. A tym będzie jej lżej. Usłyszałem
- no tak. ale siedzisko tu jest niewygodne
- ech, kochanie. Tego, to ja nie wiedziałem
- noo, nie chciałam go tak głośno reklamować..
- no teraz to za późno, płyniemy.
- nie- możesz jeszcze mi dać trapera
- o, nie. Traper jest mój
W końcu Justyna zwodowała się i popłynęła szukać przygody. Znalazła ją szybciej niż myślałem. bo już po kilku zanurzeniach wioseł dopłynęliśmy do zwalonego drzewa. Przepłynięcie utrudniała rzęsa
rzęsa zatrzymała Justynę.
Po kilku podpowiedziach udało się pokonać przeszkodę. Płyniemy rozkoszując się przyrodą. Woda wartko płynie, czasem pojawia się wędkarz, za to nie widać innych kajakarzy. Dopływamy do kilometra 27,25. Tu mamy ulubioną konstrukcję naszego syna. Betonowy jazz, a za nim plaża. Zazwyczaj zatrzymujemy się tu, żeby się wykąpać. Tymek zawsze skacze z góry do wody. Dziś go nie ma. Niestety, coraz częściej woli inaczej spędzać czas, niż z rodzicami. Pierwszy pokonałem przeszkodę. Za mną żona. Dziewczyny ugrzęzły. Mają małą wprawę w posuwaniu kajaka. 
Ale w końcu dały radę. Z okrzykami i jękami jazz pokonany!!!
Miałem nadzieję, że wskoczymy do wody i się trochę popluskamy. Niestety- odmówiły tej przyjemności. Ech. Miałem nadzieję, że odsłonią kawałek ciałka, a poubierane są w zimowe kurtki:(
Na rzece jest dużo powalonych drzew. To dodaje uroku naszej przygodzie.
Kilometr 19,8 Wełna w Wełnie:) Most drogowy, a przed mostem plaża. Zatrzymujemy się na posiłek. Tym razem wskoczyłem do wody
Po posiłku ruszyliśmy dalej. Czuję, że zaraz skończy się kolejna, cudowna przygoda. Ale zanim to nastąpi, czeka nas jeszcze kilka przeszkód

Dopływamy do drzewa, pod którym trzeba "zanurkować'. Kajak dziewczyn ma za dużą wyporność. Dziób nie chce się zanurzyć. Muszę interweniować
Dopływamy do ciekawego miejsca. Taras wodny. Kiedyś było tu tyle wody, że przelewała się górą. Dziś jest bezpiecznie. W końcu dopływamy do pomostu. Jest to 15,8 kilometr rzeki. Bardzo lubię odcinek, który się tu zaczyna. Po rozlewisku, nurt staje się szybki, brzegi wysokie. Mam nadzieję, że dopłyniemy do Obornik. Niestety mój pomysł nie spotkał się ze zrozumieniem. Towarzystwo ma dosyć
Wyciągamy kajaki na brzeg. Wracamy po busa, i do Poznania...

Koniec przygody. Teraz czeka nas kolejny tydzień pracy i nowych wyzwań. Jutro (w co głęboko wierzę), jedna z osób zda egzamin i zostanie kolejną "kierownicą" w naszym zespole. A ja czekam z utęsknieniem kolejnego weekendu

Może następnym razem udasz się n rzekę z nami? Z pewnością jeszcze w tym roku popłynę

P.S. w środę jest jedno z moich ulubionych świąt:)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

dubaj? plus kutaisi z WDC

Juz po operacji, czas na Hohe Wand 12 sierpnia

24.12 Święta w Alpach?