14, 15, 16 maja. Murowaniec, Kościelec, Świnica, Kasprowy

Jest już skrystalizowany plan i osoby:
Jadą: Justyna, Tymek, Natka, Brydzia, Lilka i Gosia. Więc będzie nas 7 osób. Gosia jednak zrezygnowała z wyjazdu. Nie chce spać w Murowańcu :(


Plan wyjazdu: startujemy spod biura o 15:30. Zatrzymujemy się na działce po kolejne dwie osoby, zgarniamy Leszno i jedziemy na Podhale. Tym razem od razu wychodzimy w góry, gdyż śpimy na wysokości 1500m n p m. Przyznam, iż będzie to mój pierwszy nocleg w Murowańcu. Mamy zarezerwowane dwie noce. Koszt noclegu 130 zl.( za dwie noce) Weźcie zatyczki do uszu:). Dzięki temu wstaniemy od razu w górach. Będzie blisko na Kościelec, i na Orlą Perć. Kasprowy mamy po godzinie marszu:)

P.S. Mamy pokój 6cio osobowy. 7ma osoba śpi w drugim pokoju... Jako siódma osoba zgłosił się Bartek. Jak przeczytał, że śpimy w Murowańcu  to stwierdził, że żadna siła nie zatrzyma go w... Opolu

Nadal niedźwiedzie grasują przy czarnym stawie- więc szlaki zamknięte..... Więc w planach CAŁA orla? (od Kasprowego, Świnica (zamknięty szlak do Zawratu?)

Tymek postanowił zaanektować mój plecak Osprey. Bo mały deuterek za mały, by nosić wszystko. Chcąc, nie chcąc udałem się na łowy. Najpierw przegląd w necie. Później próbowałem zasięgnąć opinii prawdziwego użytkownika. Wysłałem zapytanie do Justyny. Niestety SMS nie zasłużył na odpowiedź. O 14 wyrwałem się z biura. Skuterem podjechałem do Tuttu przy Dąbrowskiego. Sprzedawca cierpliwie demonstrował mi plecaki. Pokazywał jak mocuje się  czekan do nieprzystosowanych plecaków. Dokonałem wyboru. Gregory Zulu 55. Niestety był tylko czarny. Nie mój kolor. Pojechałem szybko do Taternika. Robotę odwalił Tuttu, a zarobił Taternik... Jadę skuterem i słyszę telefon. Dzwoni Małgosia:
 - Aaadi!! dzwonię w sprawie córki. Czekaj proszę na nią...
- Cześć, a ona sama zadzwonić nie może??
- No nie może, bo zgubiła telefon w biedrze. Właśnie od kogoś pożyczyła i zadzwoniła do mnie, żebym zadzwoniła do ciebie, żebyś bez niej nie odjechał
- Spoko, poczekam na nią.
I chwilę sobie pogadaliśmy. Dojechałem pod biuro, zdjąłem kask. Widziałem, że Natalia już dojechała swoim autem pod biuro i z niego wychodzi. Wychodziła 10 minut:) W końcu wyruszyliśmy, jadąc jeszcze po Justynę i Tymka. Zanim dojechaliśmy po Lilkę udało nam się znaleźć mega korek na S5...
Jedziemy jeszcze po Bartka, który postanowił popracować sobie na MOPie Młyński Staw. Jestem ciekawy, czy Bartek weźmie ze sobą laptopa do schroniska. Ja swój zostawiam w aucie. Dojechaliśmy do Brzezin. Zaparkowałem samochód i nastąpił tradycyjny przepak :). Laptopy zostały w bagażniku, założyliśmy czołówki i ruszyliśmy do schroniska. Zaspany Tymek miał po drodze mały kryzys, ale udało mu się go opanować. Doszliśmy do Murowańca. O dziwo portier nie spał. Załatwiłem formalności, uiściłem  resztę opłaty (większość zapłaciłem przelewem) i udaliśmy się do naszych pokoi. Bardzo pozytywnie zaskoczył nas wygląd. Czyste, wyremontowane pomieszczenia. To, że nie śpimy w hotelu można było zauważyć tylko po tym, że sami musieliśmy ubrać pościel. Dodatkowy ruch przed snem. Poszliśmy spać. Miałem chrapać, ale okazało się, że Natalia jest gorsza. Nie dość, że chrapie, to jeszcze gada przez sen. Gada, to mało powiedziane. Krzyczy. Tej nocy postanowiła przez sen opieprzyć wyimaginowaną zjawę. Na miejscu zjawy z pewnością bym uciekł. Na swoim miejscu obmyślałem plany utopienia jej w czarnym stawie...
Rano zjedliśmy śniadanie (niektórzy jajecznicę), zagryźliśmy je ananasem, którym zarządzał Bartek :) (podziwiamy go, że chciało mu się nieść).



Wyszliśmy ze schroniska. Oczywiście, przy takiej bandzie, zanim zebraliśmy się minęło dużo czasu. Brydzia z Natką postanowiły nie czekać, aż się wszyscy ogarniemy i ruszyły same w stronę Kasprowego. Po kilku wejściach i zejściach z pokoju przed schronisko w końcu ruszyliśmy. Idziemy żwawo w stronę przełęczy pod Świnicą. Tuż przed rozstajem szlaków dzwoni mama:
- jak Wam idzie?
- dobrze, a Wam?
- ok, jesteśmy na rozstaju szlaków, pod Kopą
- ooo, super, to zaraz będziemy- przeszedł mnie dreszcz- Cooooo??? Gdzie jesteście???
- nooo, pod Kopą
-kurczę, matka. Tak się nie robi. Jak mogliście zgubić się na prostej drodze? Co, wy na zakupy idziecie do Zakopanego? Zawracajcie. Idźcie w stronę Kasprowego. Czekamy.
Rozłączyłem się, wściekły na sytuację i Natkę, która ma świetną orientację w terenie. Jest wybitnie uzdolniona- myślę, że nawet jadąc tyrolką byłaby wstanie zgubić się... :P
- ekipo, zgubiliśmy Natkę i Briżit. Chcecie czekać?
- tak czekamy
Dzisiaj Tymek jest niewyspany. Próbuje okazać swoje niezadowolenie ciągłym marudzeniem. Mówię do Bartka:
- weź linę i uprząż, przekazuję Ci pod opiekę białogłowy, a my z Tymkiem idziemy sami, ok?
- ok.
- no to żółwik. 
 Wyruszyliśmy w dwójkę z Tymkiem. Szybko nabrał sił do wędrówki. Zaproponował, że najpierw wejdziemy na Kościelec, a później na Świnicę. Nasza banda miała iść na Świnicę przez Liliowe. (Jest to przełęcz pomiędzy Beskidem a Skrajną Turnią, na wysokości 1952 m n.p.m. Znana jest każdemu Taternikowi, gdyż jest granicą między Tatrami Wysokimi, a Tatrami Zachodnimi. Słynne miejsce- gdy czytamy, że na Słowację z Kasprowego zeszła duża lawina, to prawie na pewno :) autor ma na myśli, że zeszła właśnie z Liliowego w stronę Doliny Cichej.)
Doszliśmy do urozmaicenia szlaku- przejścia przez potok

Odbiliśmy na Kościelec. Jeżeli nie byliście, to polecam. Bartek poetyko nazwał go polskim Matterhornem. I rzeczywiście. Wejście od przełęczy Karb przenosi nas w inny wymiar. Wręcz metafizyczne doznanie. Po lewej widać Czarny Staw (z powodu misiowego protestu niedostępny dla turystów). Wystarczy jeden krok (i kilkaset metrów lotu), by zanurzyć się w tafli jeziorka. Wspinamy się na szczyt. Młody ma kryzys, boli go noga. 
-Hm. Chyba jest dziś ciężko. Nie mam siły. Nie wiem, czy wejdę. Ale ze Świnicą to dziś na pewno nie dam rady...


W końcu zdobyliśmy szczyt. Razem z nami szczyt zdobył osiołek :)- W końcu jakby mogło być inaczej. Tymek nagrał filmik i od razu wrzucił go do sieci. Najciekawsza polska góra bez sztucznych ułatwień zdobyta. Jesteśmy 2155 m n.p.m.

 
Nagle usłyszeliśmy przeraźliwy hałas, Ze Świnicy w naszą stronę zeszła lawinka. Znaleźliśmy się we mgle. Podobny hałas słychać było z nad Czarnego Stawu. Mówię do Tymka:
- zmiana planów, nie będę trawersował, tylko pójdę z Tobą do rozstaju dróg. Ty sobie wrócisz do schroniska, a ja pójdę żlebem do góry, na Świnicę
- dobrze. Noga mnie boli i spać mi się chce, więc wracam. Ale jutro powinno być ok. 
Zadzwoniliśmy do Justyny.
- absolutnie nie puszczaj mojego synka samego, jest za mały!!!
- Kochanie, nie martw się
- nieeee
- dobrze skarbie, muszę kończyć. 
Musiałem wolno iść, bo im byłem bliżej Tymka, tym większe siup siupy robił- czyli skakał po kilka metrów w dół, powodując, iż moje serce wolniej biło, a właściwie, czasami zupełnie NIE biło.
Doszliśmy do rozstaju dróg
- Synek, pamiętaj, żeby nie atakować niedźwiedzi. I nie strasz mamy. Bo mama się boi, iż Tobie coś się stanie
- Dobrze, tata. A co trzeba zrobić, jak się spotka niedźwiedzia?
- Ech, wtedy to już nic nie musisz robić. On zrobi wszystko za Ciebie...
- Tymek, a co jest na znaku? Ile mam do przełęczy
- Pójdziesz 40 minut
- Ok. Dzięki, moment, młody?!? Co tam jest napisane?
- Przełęcz Świnicka 50 min. Ale przecież wiem, że pójdziesz szybciej.
- Pa młody! i nie dzwoń do mamy
- Paaa
No i wyruszyłem w stronę przełęczy, budząc zdziwienie innych piechurów. Z nieznanych mi przyczyn, dziwili się, że mam krótkie spodenki i krótki rękawek. Ale przecież jest ciepło...
Doszedłem do przełęczy. Pamiętam jak kilka lat temu z przerażeniem uczyłem się tu chodzenia po śniegu. Na misia. Wtedy pierwszy raz usłyszałem jak należy chodzić po śniegu. A nie lubię zjeżdżać. Dyskomfort czuję nawet na basenach, a co tu mówić o górach. Choć przećwiczyłem upadki i kontrolowane zjazdy. Czasem ta umiejętność może się przydać. Każdy powinien nauczyć się spadać, aby nie stała mu się krzywda. Wg wyliczeń powinienem spotkać się na przełęczy z bandą. Ale tych ani widu, ani słychu. Dzwonię do żony:
- Gdzie jesteście
- Prawie zginęłam
- Prawie robi dużą różnicę. Żyjesz przecież. 
- Później pogadamy
- Ale, Skarbie, gdzie jesteście?
- Schodzimy ze Świnicy. Paaaaa
No to poszedłem dalej, licząc, że zaraz ich ujrzę. Ciesząc się ze śniegu poszedłem skrótem :) Kosztowało mnie to więcej wysiłku, ale też dało ciupinkę radości. W końcu w oddali dojrzałem ich. Pierwsza szła moja mama, na bardzo sztywnych nogach. Justyna widząc mnie, ze łzami w oczach:
- Nie idź tam, tam jest strasznie
- Kochanie nie przesadzaj
- Mówię poważnie. To najstraszniejsze co przeżyłam
- No właśnie- przeżyłaś
- Nie idź
Dla mnie te hasła brzmiały jak reklama. Im więcej słyszałem, tym bardziej byłem pewien, że pójdę. Spojrzałem na Bartka- mrugnął porozumiewawczo, że jest ok
- A Wy idziecie na Kościelec? - pytam
Dziewczyny odpowiedziały chórem:
- Nieee
- Ok- A Ty Bartek?
- Pewnie, że idę.
- A co z Natką?- spytałem, bo jej nie widziałem.
- Poszła przodem
- Aaaa, no to zmieniła trasę. Najwidoczniej bała się schodzić do Kościelca, albo też sił nie miała. Albo jedno i drugie. Ale Wy idźcie śmiało. Fajne zejście i można zjechać. Powodzenia.
Podniecony słowami Justyny pomaszerowałem na szczyt. Cały czas szukając miejsca, gdzie wszystkie trzy (Lilka, Briżit i Justyna) zjechały. Ponoć niewiele brakowało, a spadłyby w przepaść. Niestety nie znalazłem tego miejsca. Pomyślałem, że Bartek je zaprowadził gdzieś dalej. Ale okazało się, że miejsce, gdzie zjechały widziałem, tylko myślałem, że ktoś dla zabawy tam zjechał na tyłkach. Doszedłem na szczyt (2301). Spojrzałem na Świnicką Szczerbinę Niżną a za nią drugi szczyt Świnicy. Ale w pojedynkę nie wchodziłem tam- jest po za szlakiem. Z wejściem taternickim. Ruszam szlakiem w stronę Kasprowego. Pamiętam, jak kiedyś byłem tu z Jolką. Następnego dnia zamknięto szlak którym szliśmy. I od tej pory szlak Świnica - Zawrat jest zamknięty. Wszystko przez Jolkę...


Pomaszerowałem w stronę Kasprowego. Przeszła mi przez głowę myśl, żeby z Kasprusia zejść przez Myślenickie Turnie, i przez Boczań wrócić do schroniska. Zaczęło grzmieć. Słychać, że burza się zbliża. Chciałem ostrzec Bartka, ale miał wyłączony telefon. 
Szlak przypomina autostradę górską. Szeroki, zupełnie niewymagający. Wręcz dla rodziców z wózkiem.


Wszedłem na Beskid, Idę w stronę Kasprowego. Nie ma ludzi. Parę piorunów i wszyscy uciekli. W pewnej chwili od strony kolejki słyszę krzyk
- Chce pan zjechać kolejką?
- Nie dziękuję, odkrzyknąłem przyjaźnie
- Ale burza idzie
- Wiem, słyszę i widzę
Pracownik PKL machnął na mnie ręką. Dostałem się na szczyt.


Ze szczytu bardzo szybkim tempem udałem się w stronę Murowańca. Ale pomimo, iż zajęło mi to 20 minut zmokłem. O dziwo, nawet kurtkę założyłem. W schronisku zjedliśmy kolację i poszliśmy spać. Nabrać sił, na niedzielny spacer.
Wstaliśmy wcześnie. W nocy padał deszcz. Szybki posiłek i atakujemy Krzyżne. Podzieliłem nas na dwa zespoły. W sumie plan był dobry: Bartek samotnie atakuje Granaty, a reszta idzie na przełęcz. Lilka z Natką postanowiły iść jednak z Bartkiem. Wyszli w trójkę. Nasza czwórka ruszyła godzinę po nich. Ze zdziwieniem zobaczyliśmy, że po kilkudziesięciu minutach dopędziliśmy ich. Poszli po Śniegu, na szagę. Doszliśmy do Doliny Pańszczycy. Razem z Tymkiem zeszliśmy w dół po śniegu. Briżit z Justyną ugrzęzły. Widać, że po wczoraj mają dość. Stawiają nogę za nogą. Myślałem, żę nie zejdą. Doszliśmy do Czerwonego Stawu i o dziwo... Spotkaliśmy resztę ekipy, która również nie miała siły maszerować. Zdecydowaliśmy się zawrócić. Szczególnie, że padał deszcz i czas mieliśmy fatalny.




Zeszliśmy do Murowańca, póżniej do Brzezin, do samochodu. Uiściłem opłatę za... wstęp do parku i parking, podjechaliśmy po oscypki i piwo zakopiańskie. Kolejnym punktem wyprawy była pizza w Poroninie i lody w Jordanowie. Kolejna przygoda dobiegła końca.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

14.08 szwajcaria. Dufourspitze

dubaj? plus kutaisi z WDC