urodziny (45 i 40) MULHACEN 14-20 listopada

 Lecimy jeszcze raz spróbować zrobić Mulhacena. Najważniejsze, to dobrze się bawić :)

Kto chętny?

1, Renia

2. Tymek

3. Ja

4.?

5.?

W planach- morze, ferraty, i Mulhacen :)




Na urodziny dostałem taki tort.
Aż żal było go zjeść. Wręcz kanibalizm. Widać tam mnie, wspinającego się na skałach, w dole staw, na stawie kajak. Nawet mój polar i moje buty są... 
Samolot wystartował punktualnoe o 6.50 w piątek 14.11. Dzień po moich urodzinach. Polecieliśmy do Malagi, wzieliśmy auto z wypożyczalni i pojechaliśmy do Sierra Nevada. Renia, która jest zawsze w pracy, zawsze pod telefonem gotowa naprawiać błedy innych, gdy zostawiła służbowy telefon w domu, po prostu się rozłożyła. Organizm dopomina się odpoczynku. Gdy tylko dojechaliśmy do mieszkania, polóżÿła się i już nie wstała. Następnego dnia też została w łóżku. A my z Tymkem ruszyliśmy w góry. Pogoda raczej słaba, mocny wiatr i mżawka. Po wyjściu schodzimy kilkadziesiąt metrów, by ruszyć ostro w górę. Po kilkunsstu minutach robi się widno  przekraczamy granicę śniegu. Dopiero teraz zakladam wodoodporne spodnie i kurtkę. Stanowczo zbyt póżno, bo jestem już mokry
Wieje  i zniechęca do zdobywania szczytu. Ale idziemy. Rzypomimsm sobie poranny dialog z Tymkiem. Szukał nerwowo skarpet. W końcu znalazł. Mówi, że to Milana, więc musi być dziura, bo standardem jest, że Milana wywietrzniki. I znalazł dziurę. Spytalem, dlaczego nie chodzi w swoich skarpetach, stwierdził, że takie są lepsze. Chciałem spytać, czy gacie też nosi Milana, ale bałem się usłyszeć odpowiedzi, że jego fetyszem są np nie uprane gacie kolegi... (Łucja, zrób coś z tym!)
Doszlismy do tunelu, W nim zrobiliśmy krótką przerwę na opracowanie planu. Sprawdziliśmy prognozę pogody, nic nie zapowiada lepszej :(
Ojulary chronią oczy przrd deszczem i woatrem. Moje są na lodowiec, więc są zbyt ciemne. Tymek nie zabrał z Poznania rękawiczek, więc dałem mu swoje, z castoramy, używam ich na ferratach.  Przejaśniło się na chwilę
Chwilę póx̌niej nic nie było widać. I tak przez cały dzień. Nawet wiatr był zmienny. Raz wiał, że ciężko było nabrać powietrza, a chwilę pox̌niej chcial nas zdmuchnąc ze szlaku (wtedy nie można było zupełnoe oddychać).  Słońce się pojawiało, niebo było błękitny, by zaraz chmury zasłoniły cały widok. Z pewnością nie można powiedzieć, by pogoda była nudna. 
Jak ostatnio tu byliśmy, śnieg był żółty. Teraz jest biały. O godzinie 10 jesteśmy już na wysokości 3000metrów. Idziemy do schronu. Raczej tam zakończymy dzisiejszy spacerek.
Doszliśmy do schronu (refugio de la Carihuela 3205)? To nasza kolejna wizyta w tym miejscu. Trochę się rozgrzaliśmy, zjedliśmy, porozmawialiśmy o życiu, wydatkach itp, Tymrk jest przemarznięty, więcpo  ruszyliśmy w dół. Jutro druga próba.
Gdy wpinam się w górach, zawsze każę moim znajomym porządnie spakować plecak, by nic noe wyleciało. Tu miał być tylko treking i nie zwróciłem na to uwagi. Tymek się potknął, a jego kola potoczyła się w dół. I tak zostawiliśmy plastik w parku narodowym. To się nie powinno zdarzyć. Bardzo nad tym ubolewamy. Za kilkaset lat, butelka zmieni się w mikro i nano plastik, by za tysiąc lat przestała szkodzić. Mozę pora na zmianę i powrót do butelek wielorazowego użytku? Każdy by dbał, by takiej nie zgubić? Wystarczyłoby, by kosztowała kilkaset złotych... koniec tematu, nie uratujemy planety.
Znależliśmy owieczkę. Z głodu nie padniemy! No i można skórą się ogrzać.
Heh, jeszcze przydałoby się ją złapać. Schodzimy szlakiem, którym wchodzoliliśmy za pierwszym razem. Jest mniej stromo. I wg mnie, można będzie rano podjechać na parking i zaoszczędzić kilkaset metrów (róznica wysokości parking, nasz dom to 236metrów, co sprawdziłem po dojściu do domu)
Od parkingu Tymek prowadzi na szagę. Dzięki temu znacznie skróciliśmy dystans. Po zejściu zrobiliśmy zapasy jedzenia i wróciliśmy do mieszkania. Renia na chwilę zwlekła się z łózka, by po obiadku zapaść w sen zimowy. Rano kolejna próba.
Jak codzień budzik zadzwonił 5.52. Wstałem, wypiłem kawę, obudziłem Tymka. Odmówił wyjścia. Po wczorajszym spacerze ma dość. Nawet śniadania ze mną nie zjadł. Chciałem, żeby wypuścił mnie z garażu podziemnego, poprosił, bym wziął klucze. Poszedłem do samochodu, ruszyłem w stronę parkingu, wychodzę z samochodu, zakładam plecak biorę kijki, o nie. Kijki zostały w domu. Wracam. Parkuję pod domem, zostawiam telefon w samochodzie, ide do mieszkania, klucz nie pasuje do drzwi. Chyba zapomniałem które mieszkanie jest nasze. Idę na parking, dochodzę do drzwi, otwieram je, robię krok i... prawie spadłem. Za drzwiami nie ma podłogi. Docieram do auta, dzwonię do Reni, zeby wyszła przed mieszkanie. Heh, drzwi były dobre, tylko klucz się zacina. Zabieram kijki i dodatkowe spodnie.  Bo, jako, że to słoneczna Hiszpania, mam najcieńsze dresy. Wracam na parking. Pogoda jest świetna, prognozowane są silne opady śniegu popołudniu. Ruszam, doliny są przykryte pierzyną chmur
Szlak szybko robi się oblodzony. Wczoraj był fajny śnieg, dziś lód. Dogoniłem trójkę turystów, spytali, czy mówie po angielsku, powiedziałem, że polisz. Oni po angielsku, że polisz nie. Że chcą iść na Mulhacen. Spojrzałem na ich buty, zwykłe adidasy. Mówię, że wczoraj snieg był pod kolana, no dobrze, może nie tyle mówię, co komunikuję. Pytają czy raki są potrzebne, odpowiadam, ze tak. Rezygnują. A ja idę dalej, zakładając raczki, bo raków nie wziąłem. Dziś widać Veletę.
Słońce, wiatr, błekitne niebo, snieg, cmury i troski w dolinie. Bajka.
Spacer w górach daje dużo dla mojego spokoju ducha. Bardzo dużo rozmyślam. A to o pazerności byłej żony (zawsze domagała sie pieniędzy, odkąd nad Tymkiem mamy opiekę naprzemienną pobiera 800plus co miesiąc i jeszcze wystąpiła o alimenty), a to o pracy, a to o najlepszej dziewczynie jaką znam. I snuję plany. I hartuję ducha tworząc przemyślane strategie.
Spotykam grupę schodzącą z góry, pytam gdzie byli, odpowiadają, że byli tylko w schonie pod szczytem i tam spali. Chcieli iść na Mulhacena, ale zrezygnowali. Powiedziałem, że ja robię atak na szczyt. Mówią, że śnieg kest głeboki i nieprzetarty. ( To lubię w ludziach gór, że można sie dogadać bez języka). Pełen obaw idę dalej
Dochodzę do schronu. Tu zatrzymuję się na posiłek, ubieram dodatkowe spodnie, sprawdzam mapę i ruszam. 
Miałem plan, by się tu zdrzemnąć i stąd ruszyć na Mulhacena. Może kiedyś tak zrobię... spoglądam w dół, widzę dwie osoby idace w moją stronę. Noe spotkaliśmy się, bo poszedłem na skróty, a oni dookoła ścieżką... Mam wydeptane ślady, więc spacer robi się mniej męczący. Choć ryzykowny. Z góry leci lód. 
Muszę mocno uważać, by nie oberwać. Kilka razy dostałem w nogę, na szczęście ani razu w głowę. W oddali widać morze, i statki.
Jestem coraz bardziej przekonany o powodzeniu misji.
Warunki super, gdy jestem osłonięty przed wiatrem, robi się ciepło. Gdyby nie było śniegu, byłby to spacerek do warzywniaka. 
Dochodzę do drogi na skróty. Określiłbym ja: skok w przepaść. Zawracam i idę dookoła. Pozostało 3 km do szczytu. Ślady konczą sie przy drugim schronie. Czy ta dwójka też noe dotarła na szczyt. Dzwoni klientka, że ma pilną paczkę do Milano. Zawsze jak mam ciężkie warunki wpadają takie zlecenia. Dochodzę do schronu pod Mulhacenem. W środku zostawiam plecaczek. Piszę do partnerki, że najprawdopodobniej tu zostanę. Zasięg mam nardzo słaby. W schronie jest materac, karimata, i jakiś cienki spiwór. Chmury, które nadciągnęły nie wróża dobrze. Dlatego zamierzam zdobyć szczyt, przrspać się i rano wrócić. Spoglądam na czarne chmury i moja decyzja zdobycia szcytu wydaje się bardzo ryzykowna. Co w takiej sytuacji należy zrobić? Pozostaje jedyna pewna rzecz. Pomodlić się do wyższej imstancji. Zaśpiewałem: O Panie Jezu, ja kocham Cię, Ty wspierasz mnie... Moc modlitwy i wiary rozpędziła granatowe chmury. W momencie, gdy miałem zasięg ustalałem strategię na paczkę. I tu duże podziękowanoe dla Renii za jej pomoc. Muszę zatrudnić kogoś, kto zastąpi mnie, gdy jestem na wakacjach. Bo takiej osoby w firmie noe ma :(
Są miejsca gdzie śnieg jest wywiany. Dochodzę do szczytu

Kolejny sukces. Mogę odkreślić Mulhacena :). Schodzę do schronu
Po chmurach nie ma śladu. Krótka przerwa i ruszam w drogę powrotną
Spojrzenie ma szczyt. 
I ostatnoe spojrzenie na schron Caldera
Idę do środkowego schronu. Przy nim wiatr chce urwać mi glowę
Po odpoczynku w La Pelada ruszam dalej. Lód już nie spada ze skał. Robi się ciemno. Wyciągam czołowkę, dochodzę do przełeczy i ruszam w dół. Początkowo ide śladami, jednak tracę widoczność w chmurze i gubię je. Pozostało niecałe 4km do samochodu, a czuję się jak dziecko we mgle. Nie poddaję się. Daję intuicji się prowadzić. Dmucha, jest wilgotno, zaczynam wyglądać jak bałwan. Schodzę ponożej chmur. Telefon jest zamarznięty, pokryty lodem, noe mogę zrobić zdjęcia światełkom Grenady. W końcu zdejmuję raczki
Dochodzę do samochodu i jadę spać. Śnią mi się glupoty. Może to wysokość, może emocje...
W poniedziałek zrobiliśmy nic. Przemoescilismy sie do Malagi, Renia padła. Grenady nie zwidzaliśmy. We wtorek  pojechaliśmy zobaczyć słynną ścieżke króla (Caminito del Rey). Zaparkowaliśmy samochód na parkingu, podjechaliśmy autobusem pod wejście i pełni emocji poszliśmy zobaczyć słynną atrakcję. Zaczyna się od tunelu
Dochodzimy do kasy, okazujemy bilety i ruszamy...
Przejście chodnikiem zawieszonym na sxianach kanionu nie robi na mnie wrazenia. Moze zbyt duzo w zyciu widziałem. Stanowczo uważam, że jest przereklamowane

Moje 'ulubione' miejsce. Szklany taras widokowy. Nie wchodzę...
Sciezka została dwie dekady temu wyremontowana, wcześniej zginęło tu kilka osób. Widać stare chodniki.
W szczelinie widać pociąg jadący równolegle do naszej trasy
Przechodzimy mostek i zmierzamy do wyjścia.

Po wyjściu Tymek idzie poszukać wejścia na ferraty el chorro. Zapoznałem się z trasą. Jest tyrolka, a ja nie mam bloczków zjazdowych. Tymek znalazł wejście, wracamy (autobusem) do samochodu, podjeżdzamy na parking, uboeramy uprzęże i ruszamy na ferratki. To uratowało maszą wyprawę

Jest tablica informacyjna na początku. Ferraty są takie, jak w szwajcarii. Linki są lużne.
Zaczynamy przygodę.




Dochodzimy do Tyrolki. Tymek przeciąga się na rękach. A ja odpuszczam i robię obejście



Tu, w oddali widać Tymka wiszącego na linie
A tu zbliżenie

Po zejściu jedIemy do Malagi

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

14, 15, 16 maja. Murowaniec, Kościelec, Świnica, Kasprowy

14.08 szwajcaria. Dufourspitze

dubaj? plus kutaisi z WDC