Boże Ciało. zmiana. Start 4 lipca



 Proponuje... Włochy...

Breithorn i Pollux i Castor, albo di Coca?

Kto chętny?

Start 4 lipca, powrot 8 lipca


Lecę sam. Wczoraj rano wyjechałem z Frankfurtu am main, dojechałem do Poznania, spakowałem sie i pojechałem do amsterdamu. Zmęczony, o 17 dotarłem na działkę, gdzie spakowałem jetboila. Na działce róże zakwitły. To chyba dobra wróżba.
Na lotnisku spotkałem się z Renią. Przywiozła mi jedzonko. Nie ma drugieǰ tak cudownej dziewczyny
We Włoszech musze kupić tylko gaz, i jestem gotowy. Wsiadłem do samolotu i zasnąłem snem sprawiedliwego. Na lotnisku w Bergamo coś mnie tknęło, i sprawdziłem maila z wypożyczalni. Tym razem nie jadę autobusem z prawej strony, a muszę poeszo dojść na parking po lewej. Upewniam sie u obsługi, czy moje myślenie jest właściwe. Dochodzę do parkingu, wysyłam sms do busa, który ma mnie odwieżć do wypożyczalni i... cisza. Proszę o pomoc ukochaną, ale zanim istaliła cokolwiek z włochami pojawił się busik. Odebrałem autko i ruszyłem w stronę Milano. Po paru kilometrach padłem. Zaparkowałem i zasnąłem. Nawet upał mnie nie zniechęcił do spania. Rano obudziło mnie potężne oberwanie chmury. Widok z okna samochodu na zalane pole nie wróży nic dobrego

Jadę do Decathlonu, kupić gaz. Zgubiłem się w centrum handlowym, ale wyposażony w picie, jedzenie i gaz ruszam w stronę Champoluc. Prawie dojechałem. Skręciłem na drzemkę i obudziłem się rano. Organizm musiał odespać. Rano dojechałem ostatnoe kilka kilometrów. Doba opóźnienia. Ale cieszę się, że jestem wyspany. Bo przypominałem zombi. Znajomość języków obcych pozwoliła uniknąć mandatu za złe parkowanie. Na parkingu można parkować do 3ch godzin. Znalazłem inny. Chyba darmowy
Ruszam drogą numer 7, wprost do schroniska. Nie zrobiłem rezerwacji, mam śpiwór i materac. Gdzieś przenocuję. Dróżka pnie się w górę. Nie ma zejść w dół. No i dobrze :)
Wydawaloby sie, ze nie sposob zabłądzić. A jednak trzrba uwazać. W jednym miejscu jest drogowskaz na objazd. Tez oznakowany jako trasa 7. Po dojsciu do strumienia zrobiłem sobie kawe i... ciepłe jedzenie. Szok. Bo ja zawsze jem zimne. 
Po drodze mijam kilka budynków, niektore opuszczone
Z każdą chwilą jestem bliżej. Bliżej szczytu, ktorego? Jeszcze nie wiem
Łączka skojarzyła mi się z polaną leżącą u stóp Czerwonych Wierchów. Mam nadzieję, że wiecie o czym piszę.
W oddali widać już lodowiec. Droga jest szeroka, tirem można wjechać...
Napełniłem bukłak wodą, wypiłem kawe i pełen nadziei, ale i obaw ruszam dalej. Dużo myślę, o sobie, o najbliższych. Szkoda, ze nie spisałem złotych myśli, bo było ich sporo. Np, że nie muszę udowadniać swojej siły, bo moją siłą jest firma, a firmę tworzą najlepsi współpracownicy. To moja wielkość. I moc.
Albo, że życie singla, byłoby prostsze, w pełni pod kontrolą, przewidywalne. Ale nie chce takiego, gdyż znalazłem osobę, z którą chcę dzielić radości i smutki, która, choć daje mi w kość, jest siłą i radością życia, a bez której czułbym się pusty jak bębenek.

Opuszczam szeroką drogę. Zaczynam się wspinać.
Idę granią, zbliżam się do schroniska, znajdującego się na wysokości powyżej 3tys m


Szlak pnie się jeszcze bardziej w górę. Oznakowane jest bardzo oczywiste
Noe sposób się zgubić. Dochodzę do keziorka, obchodzę je z prawej, choć szlak jest z lewej
Wchodzę na lodowiec, raków nie zakładam. Dochodzę do drewnianych umocnień. Wyglądają jak relikt PRL. Niedopasowane, 
Kolejne elementy wygladają jakby ktoś nie potrafił dopasować desek, albo brał je z odzysku. Ale trzymają się. Doszedłem do dzisiajszego celu
(Schronisko) Rifugio Guide Della Val d'Ayas.
Zameldowałem się. Nie znając języka. Pokazując na migi, że zostaję na dwie noce. Na pytanie, gdzie jutro pójdę odpowiadam, ze na Pollux. W schronisku dostaję pokój 4 osobowy, z kołdrą i poduszką. Niepotrzebnie dzwigałem śpiwór, niepotrzebnie też dzwigałem jedzenie. Naprawdę porcje w schronisku są spore. A obsługa rewelacyjma, wiecznie uśmiechnięta, i opowiadająca dowcipy

Widok z okna też mam przyjemny
Rano zakładam raki. Czekan zostawiam w plecaku i ruszam przez lodowiec w nieznane. Czuję się trochę... ryzykantem? Wszyscy idą w zespołach. Ja w sumie też. Ja i moje ego. Tylko bez liny. Miłość mnie uskrzydli, i w razie wpadnięcia w szczelinę po prostu... wylecę z niej.
Pogoda jest wyśmienita. Lodowiec wydaje się pozbawiony niebezpieczeństw. Dochodzę do rozejścia szlaków. W prawo Castor- prosta wspinaczka po lodowcu, na wprost Pollux, a mnie poniosło w stronę masywu Breithorna
Widok na Polluxa od strony biwaku

Niestety nie widać Mata, jest za chmurami.
Z Roccia Nera, wracam do wejścoa na Pollux. I tu zaczyna się zabawa. Najpierw ostro żlebem w górę. Z lenistwa czekan jest w plecaku


Zdjęcia tego nie oddaja. Dochodzę do... ferraty. Takiej tatrzańskiej, tylko dużo trudniejszej. Trzeba się wciągnąć po łańcuchu

A na koniec grań po śniegu

Na szczycie nie ma nic
Widok na Szwajcarię

Schodzę

Na Castora już nie wspinam się. Czuję się osłabiony, ale zadowolony.


Dochodzę do schroniska, zjadam obiadokolację, wypijam piwo i kładę się. Czytam drugą już książkę na tym wyjeżdzie. Zasypiam o 22, ale źle śpię. Wieje wiatr, zamieć, świadomość tego, czego nie zrobiłem. I na nic tłumaczenie, że jak się nie wyśpię, to znowu będę zombie. Rano wstaję niewyspany. Wieje wiatr, napadało sporo śniegu. Płacę za nocleg i ruszam w zamieci śnieżnej do auta. Nie mogę czekać, by wyrobić się na samolot.



Po śniegu nie ma śladu. Zatrzymuję się nad strumieniem, gotuję wodę z niego, wypijam kawę, zjadam strogonowa i... kończę przygodę.

Po dojściu do samochodu ruszam... wykąpać się w jeziorze Viverone. Woda jest gorąca. Ale... po kilku dniach czuję się szczęśliwy i czysty. Ruszam do Bergamo, a po powrocie do Poznania wsiadam w auto i jadę do Wiesbaden




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

dubaj? plus kutaisi z WDC

6.12 breslauer hutte

Weekend 15 sierpnia Austria