gruzja, przełecz Zekari
Wylot z Poznania, 8.04. Do Kutaisi.
Kawałek dalej zajechaliśmy do parku miniatur.
Następnego dnia poszliśmy do katedry
I na plac europejski
Ruszyliśmy poszukać polskiego akcentu. Przeszliśmy obok mini zoo, zamkniętego delfinarium, minęliśmy kilka dziwnych budynków
Starych, sowieckich bloków, z wielkiej płyty
Czy futurystycznych budowli
By dotrzeć do pomnika...No cóz. Widać, że wielki to on nie był, choć z pewnością mądrzejszy, niż kopia zapasowa, która pluje jadem na wszystkich... przemoczeni poszliśmy bulwarem w stronę kolejkiJak dla mnie, straszne przezycie. Wagonik trzeszczy, i porywa nas na wzgórzeMaruda mnie straszy, że rozbuja wagonik, ja jej na to, że może tego nie przeżyć...
Pojechaliśmy do jaskini Prometeusza.
Jaskinia warta zwiedzwnia, ale ja już w niej byłem kilka razy :(
Jak wiecie, czuję sie cudownie na takich przejściach. Pojechaliśmy nad wodospad. I tu ciekawostka. Płatny taras widokowy zamknięty, więc musieliśmy przejśc za darmo bokiem
Osoby:
-Maruda
-ja
Wylecielismy z Poznania planowo, we wtorek rano. Z lotniska udalismy sie wypozyczyć samochod. I ruszyliśny do Batumi. Trasa bardzo dobrze znana, w tym roku drugi raz robiona. Dojechaliśmy do pierwszego punktu naszej wycieczki. Musikalny park. Pośrodku niczego, blisko autostrady został stworzony park, w którym przedstawiono kilkadziesiąt artystów. Po podejściu do figur, z głośników wydowywają się dzwięki ich utworów.
Kawałek dalej zajechaliśmy do parku miniatur.
Taka gruzja w pigułce, zeby zaplanować co sie chce obejrzeć. Dotarliśmy w końcu do Batumi, zaparkowaliśmy koło hotelu, opłaciliśmy parking i ruszyliśmy podziwiać gruziński dubaj. Pogoda nas nie rozpieszcza, cały czas siąpi desz i wszytko wkoło moknie.Rozebrałem się, by popływać w morzu czarnym. Zamoczyłem tylko nogi i uciekłem z wody. Pełno meduz i śmieci. Dziś jest kiepski dzień na kąpiel. Poszliśmy nadmorskim bulwarem na spacerMarta przymierzyła buty, niestety nie były to siedmiomilowe i nie otrzymala dodatkowych mocy.
Widok z moloNastępnego dnia poszliśmy do katedry
I na plac europejski
Ruszyliśmy poszukać polskiego akcentu. Przeszliśmy obok mini zoo, zamkniętego delfinarium, minęliśmy kilka dziwnych budynków
Starych, sowieckich bloków, z wielkiej płyty
Czy futurystycznych budowli
By dotrzeć do pomnika...No cóz. Widać, że wielki to on nie był, choć z pewnością mądrzejszy, niż kopia zapasowa, która pluje jadem na wszystkich... przemoczeni poszliśmy bulwarem w stronę kolejkiJak dla mnie, straszne przezycie. Wagonik trzeszczy, i porywa nas na wzgórzeMaruda mnie straszy, że rozbuja wagonik, ja jej na to, że może tego nie przeżyć...
Widok z góry cudny. Widać nic. Po krótkim pobycie zjechaliśmy. Panorama z wagonila byłaby całkiem fajna, gdyby nie chmuryPo zjechaniu poszliśmy na ośmiorniczki. W końcu stać nas :)Mniej zapłaciłem za to danie niż za pizze w kraju. Zabraliśmy samochód z płatnego parkingu i pojechaliśmy do ogrodu botanicznego.Jeśli zastanawiacie się skąd ta mina, to wyjaśniam. Moja siora, tak jak moja partnerka, kocha schody. Miłościa szwedzką. Tzn, syndrom Sztokholmski. Nienawidzi je tak, ze je zdeptała.
Bardzo ciekawa jest kładka- drzewo leżące, z którego pionowo rosną inne drzewa
Po wyjściu z botanika, jedziemy do Kutaisi, gdzie zatrzymujemy sie w friendly guest hause. Zatrzymałem sie tu drugi raz, i chyba ostatni. Poprzednio spotkaliśmy sie z gospodynią która mówiła po polsku, a w dniu wyjazdu dostaliśmy śniadanie na wynos. Tym razem ani śniadania nie dostaliśmy, ani do końca zadowoleni nie jesteśmy z łazienek, które zostały zdewastowane. Na kolację poszliśmy do knajpy, w której gromadzą się miejscowi. Pirosmani. Moja siora (ja jestem chwilowym abstynentem), nie wypiła całego wina, więc zabrała na wynos
Rano, zaskoczenie, nadal pada. Pojechaliśmy do jaskini Sataplia. Ponoć jest fajnie, ponoć jest taras widokowy, ponoć są ślady dinozaurów. Ponoć, bo my tego nie wiemy. Po 50 minutach czekania, dowiedzieliśmy się, że nas nie wpuszczą, bo mają problem z systemem.
Bardzo ciekawa jest kładka- drzewo leżące, z którego pionowo rosną inne drzewa
Po wyjściu z botanika, jedziemy do Kutaisi, gdzie zatrzymujemy sie w friendly guest hause. Zatrzymałem sie tu drugi raz, i chyba ostatni. Poprzednio spotkaliśmy sie z gospodynią która mówiła po polsku, a w dniu wyjazdu dostaliśmy śniadanie na wynos. Tym razem ani śniadania nie dostaliśmy, ani do końca zadowoleni nie jesteśmy z łazienek, które zostały zdewastowane. Na kolację poszliśmy do knajpy, w której gromadzą się miejscowi. Pirosmani. Moja siora (ja jestem chwilowym abstynentem), nie wypiła całego wina, więc zabrała na wynos
Można tu dojść pieszo z Kutaisi.
Pojechaliśmy do jaskini Prometeusza.
Jaskinia warta zwiedzwnia, ale ja już w niej byłem kilka razy :(
Później pojechaliśmy zerknąć na wodospad okatse. Zaczął padać śnieg, widoczność znikoma. Więc zdjęć nie robiłem. Znaleźmy mostek dla odważnych. Ja spasowałem
Nie zarwał się. Wróciliśmy do Kutaisi. Weszliśmy do domu odpocząć. Wytrzymałem 12 minut, znalazłem kolejny cel wycieczki, termy siarkowe nad rzeką Rioni. Sulfur pool.
Spotkałem tam nawet znajomego Gruzina. Oczywiście przywitaliśmy się. W drodze powrotnej wydaliśmy 1 lari na mycie samochodu. Jeszcze nigdy nie miałem takiego zapasu czasu. Czystym autem zajecjaliśmy na nocleg. Oczywiście poszliśmy do Pirosmani:).
Nie zarwał się. Wróciliśmy do Kutaisi. Weszliśmy do domu odpocząć. Wytrzymałem 12 minut, znalazłem kolejny cel wycieczki, termy siarkowe nad rzeką Rioni. Sulfur pool.
Spotkałem tam nawet znajomego Gruzina. Oczywiście przywitaliśmy się. W drodze powrotnej wydaliśmy 1 lari na mycie samochodu. Jeszcze nigdy nie miałem takiego zapasu czasu. Czystym autem zajecjaliśmy na nocleg. Oczywiście poszliśmy do Pirosmani:).
Rano szok. Nie pada. Wyszedłem przed dom, widać zaśnieżone góry. Dużo śniegu, więc zmodyfikowałem plan. Jedziemy najpierw do kanionu Okatse. Po drodze zatrzymaliśmy sie przy budynku parlamentu. Futurystyczna budowla służyła gruzinom tylko parę lat. Wybudowana z sowieckim rozmachem, popada w ruinę
Trochę jak poznańska arena...
Trochę jak poznańska arena...
Zqjechaliśmy do budynku administracji, gdzie kupiliśmy bilety do kanionu. Można dojechać sqmochodem pod wejście, można skorzystać z usług miejscowych taksówkarzy, którzy wmawiają, że potrzebne jest auto z napędem na 4 koła, a można przejśc pieszo przez park. My oczywoście poszliśmy pieszo
Drzewa wyglądają jak z horroruDoszliśmy do bramki wejściowej i ruszyliśmy mostkiem nad przepaściąW tle widać zaśnieżone szczyty
Jak wiecie, czuję sie cudownie na takich przejściach. Pojechaliśmy nad wodospad. I tu ciekawostka. Płatny taras widokowy zamknięty, więc musieliśmy przejśc za darmo bokiem
Olatse wodospad prezentuje się dośc godnie. Przed wodospadem jest parkingPojechaliśmy do kolejnego wodospadu, lomina. Tu musieliśmy przedzierać się przez połacie śnieguWdrapaliśmy sie za wodospad, fajne miejsce :) ściana wody dzieli od świata. Stąd pojechaliśmy do gorących źródeł, na zachód
Woda jest tak gorąca, ze nie da się do niej wejść.
Woda jest tak gorąca, ze nie da się do niej wejść.
Pojechaliśmy na obiad, wróciliśmy do Kutaisi, zaliczyliśmy spacer i... rano wracamy. W góry nie poszliśmy. Poczekają. A może następnym razem wybierzesz się ze mną?
https://apa.gov.ge/en/eco-tourism/Trails/bordjom-xaragaulis-turistuli-bilikebi-satesto

















































Komentarze
Prześlij komentarz