teide. listopad. Start berlin 5.11, powrót 14.11
Plan jest taki, że wejściówki mamy na:
Jeszcze ostatnia fotka olbrzyma i ruszamy do Tymka
Wiemy dobrze, że przed zmrokiem nie dojdziemy. Zmęczenie daje o sobie znać. Brydzia kilka razy przestawia kamienie, ale Dochodzimy do parkingu. Do samochodu pozostaje niecałe 5 km. I kilkaset metrów przewyższenia. Idziemy z Renia, Brydzia zostaje i czeka na nas. Zatrzymujemy przrjezdzajacy samochod, co przyspiesza nasza trase o godzinę.
10 listopada, godzina 11-13
Oraz 11 listopada 15-17.
Jeśli ktoś chce, niech robi rezerwację
Ciekawostka, żeby zrobić rezerwację na dwa dni, raz trzeba podać dowód, raz paszport.
1.ja
2. Renia
3. Brydzia
4.tymek
Zamykam listę. Bilety kupione
Wystartowaliśmy punktualnie. Dolecielismy, wynajęliśmy auto, dotarliśmy do domku i... Zjechaliśmy do sklepu. Po powrocie poszliśmy spać. I tak minąłem pierwszy dzień na wyspie. Mało ambitnie. Ale, jak widać, nie tylko ja mam deficyt snu. Rano wstałem, gdy reszta spala
Szkoda mi wakacji na siedzenie w łóżku,. wypiłem kawe i wyjrzałem przed dom. Taki mamy widok
W oddali (około 70km) widać gran canarie. Śpimy w Araya. Brydzia też wstała. Poszliśmy na wspólny spacerJest bardzo gorąco, na niebie nie ma nawet jednej chmurki. Szybko zdjąłem przepoconą koszulkę, mama swoją też. Oczywiście, nie obyło się bez telefonu z firmy. Na cóż, nawet na wakacjach trzeba trochę popracować. Doszliśmy do drogowskazu na homo. Czym jest homo? Chyba tym schronieniem :)Idąc dalej doszliśmy do... asfaltowej drogi... zerknąłem na mapę, wymyśliłem... skrot... przez krzaki. Fajne przejście, trochę dzikie...zeszliśmy do naszego domku...
Szybkie pranie i ruszyliśmy do Santa Cruz, pooglądać palmy
W sumie, to chyba to miejsce powinno się nazywać palmiarnia? Może się nie znam?
Po zejsciu Tymek postanowil się odmłodzić i wskoczyl na plac zabaw.Po szybkim zwiedzeniu miasta, poszliśmy zjesc... burgery. Miał być szaszłyk rybny, ale restauracja nie miała... pradu
Oczywiście, pobyt w santa Cruz zakończyliśmy wizyta na los Teresitas, sztucznej plaży z piaskiem z Sahary.
Czwartek
Dziś jedziemy do miejsca w którym rozpoczęła się moja przygoda z Teneryfa: Puerto de la Cruz.
Wybieramy się do Parku Loro. Zwiedzanie rozpoczynamy od pokazu papug, pozniej dajemy się zmoczyc orkom, następnie oglądamy delfiny i lwy morskie
Po wyjściu czeka nas niespodzianka: informacja, że niewskazane jest wejście do oceanu, że względu na zanieczyszczenie sciekami. Jedziemy więc na plaze GaviotasPiatek. Rozczarowanie
Wstajemy wcześniej. Dziś w planach słynny wywóz. Masca. Bilety kosztującym sporo, bo koszt 29,95. A dodatkowo trzeba zapłacić za łódkę, bo wymyślili sobie ruch jednokierunkowy, jakby tego było mało, na miejsce startu trzeba wrocic taksowka, co kosztuje dodatkowe 35 euro.
O 8 rano meldujemy się w miejscowości Masca. Okazuje się, że do naszych biletów musimy dokupić bilety na łódkę:( ruszamy. Ponoć przejście zajmuje 4godziny, Dystans niecałe 5km, dodatkowo w dol. Nam to zajęło 2 godziny.
Sobota, odrodzenie nadziei
Po wczorajszym rozczarowaniu nie mam dziś ochoty na wyjście. Jednak wrodzona upartość motywuje mnie do samotnego wyjścia. Reszta jedzie na plaze, las terasitos, poleżeć na piasku z Sahary. Ja idę na Montana Amarnia, i to, jak się okazało, naładowało moje akumulatory.
Początkowo idę zielonym szlakiem, dochodzę do... parkingu. Jest tu darmowa toaletą, umyłem twarz i maszeruje dalej. Szlak skreca, ja tezPrzez chwilę (umysły ścisłe zrozumieja) idę w tym samym kierunku co szlak, ale zwrot mam przeciwny. Dochodzę do tabliczkiDobrze, że znam języki obce, i potrafię zrozumieć co się do mnie pisze. A mianowicie, odczytalem: za tym znakiem zaczyna się zajebisty szlak, musisz być czujnym i uważać na siebie. Przejście tylko dla doświadczonych.
Początkowo idę zielonym szlakiem, dochodzę do... parkingu. Jest tu darmowa toaletą, umyłem twarz i maszeruje dalej. Szlak skreca, ja tezPrzez chwilę (umysły ścisłe zrozumieja) idę w tym samym kierunku co szlak, ale zwrot mam przeciwny. Dochodzę do tabliczkiDobrze, że znam języki obce, i potrafię zrozumieć co się do mnie pisze. A mianowicie, odczytalem: za tym znakiem zaczyna się zajebisty szlak, musisz być czujnym i uważać na siebie. Przejście tylko dla doświadczonych.
Ooo tak. Kawałek dalej poczułem, że żyje. Drozka się trochę osunęła, były miejsca, gdzie nie wiedziałem jak przejść, a drogę tarasowały mi wielkie kaktusy. W dodatku z kolcami. Ile razy przeszło mi przez mysl: zawróć, stary jestes. I jak echo wracało do mnie: na przód. Co innego myślę, co innego robię. A serce bije radosna krew. Chwilą nieuwagi, i jestem niżej. A rece i nogi będą w bandazach. Ale nie chce więcej być mumią, więc uważam na siebie. Dochodzę do pierwszego szczytu. Od samego początku, jak tylko przyjechaliśmy, wiedziałem, że tu wejdeIgonse, wysokość śnieżnika, a moje serce bije jak szalone...
Dochodzę do... schodów.
Dochodzę do... schodów.
Kolejne zdziwienie, dochodzę do szerokiej, choć leśnej drozki. Nawet spotykam dwóch pedalarzy, znaczy się no tych... rowerzystów:). Kawałek idę szeroka droga i skręcamy w cienW końcu docieram do szczytu Momtana Amarnia skąd widać ocean po dwóch stronach wyspy, oraz... Teide. Cel jutrzejszej wyprawy
Ruszam w dol... droga w dol to była walka o życie, w kilku miejscach szlak zawalony, wspinaczka, brak liny. Było ostro
Moja nogą po zejsciu wyglądała tak.
Na drugiej są rany, po odpadnięcia skaly
Moja nogą po zejsciu wyglądała tak.
Na drugiej są rany, po odpadnięcia skaly
Niedziela, teide. Cel wyjazdu.
Wstaliśmy w nocy, wejście na szczyt mamy między 11 a 13. Jedziemy na parking pon Montana Blanca. Pomimo wczesnej godziny wszystkie miejsca są zajęte. Odstawiłem resztę pod start szlaku a sam pojechałem szukać miejsca, gdzie mogę zostawić auto. Zaparkowałem z boku jezdni i ruszyłem do reszty. Jest szósta. Godzinę później nim mieliśmy ruszyć. Droga jest szeroka, a jej przebieg jest oczywisty.
Po kilku minutach swiat zaczyna budzić się do zyciaSpektakl budzenia się świata trwał krótko, bardzo szybko zamiast czołówek, mieliśmy okulary przeciwsłoneczne. Szlak pnie się w górę, ale jest łatwy. Tymek z nudów, zaczal podnosić kamienie
Zabawa w podnoszenie glazu skończyła się uszkodzeniem małego palca. Idziemy dalej. Ku zdziwieniu wszystkich, Tymek odpadł. Nie radzi sobie z wysokością, choć nie ma jeszcze nawet 3tys. My idziemy dalej.
Dochodzimy do altavisty, gdzie zatrzymujemy się na mały posiłek. Schronisko jest zamknięte, ale jest możliwość przespania sie
Okolice schroniska śmierdzą moczem :(
Stąd mamy już bardzo blisko do krateru. Ścieżka nadal jest łatwa, i nie stanowi trudności (nie licząc dystansu i wysokosci)
Stąd mamy już bardzo blisko do krateru. Ścieżka nadal jest łatwa, i nie stanowi trudności (nie licząc dystansu i wysokosci)
W końcu widzimy szczyt. Dochodzimy do bramki, gdzie wartownik sprawdza nasze dokumenty i ruszamy zdobyć nasz najwyższy wulkan. Dla obu dziewczyn, również najwyższy szczyt w życiu.
W samym kraterze dużo siarki. I uwaga, uważajcie wkładając rękę w dziury, skąd paruje siarka, bo jest naprawdę gorąco.
W zależności od chwili jesteśmy albo ciepło ubrani, albo robi się gorąco. Raz wieje ciepły wiatr, raz lodowaty. Myślałem, że mam menopauzę, ale to chyba raczej przyroda zewnętrzna nas hartuje :)
Po zejsciu do budynków kolejki ruszamy dalej. Skoro mamy zaliczony pieszo najwyższy szczyt Hiszpani, to apetyt rośnie. Zaliczymy Pico Viejo. Drugi co do wysokości, z piękna panorama Teide. Mamy apetyt na trudniejsze przejście, jednak i tu droga nie stanowi problemu.
Ścieżka jak na autostradzie :). Wchodzimy na Viejo. Krater robi wrażenie, jest dużo większy, głębszy nazywać na Teide.Jeszcze ostatnia fotka olbrzyma i ruszamy do Tymka
Wiemy dobrze, że przed zmrokiem nie dojdziemy. Zmęczenie daje o sobie znać. Brydzia kilka razy przestawia kamienie, ale Dochodzimy do parkingu. Do samochodu pozostaje niecałe 5 km. I kilkaset metrów przewyższenia. Idziemy z Renia, Brydzia zostaje i czeka na nas. Zatrzymujemy przrjezdzajacy samochod, co przyspiesza nasza trase o godzinę.
Jestem zadowolony, trzecie podejście, szczyt zdobyty. Jednocześnie jestem trochę rozczarowany, wejście na Pico w Portugalii jest trudniejsze. Zabrakło adrenaliny. Nawet wysokosci nie odczułem. Dobrze, że wczoraj się styrałem, bo dzięki temu dziś mam i mniej siły, i... mniejsze oczekiwania. W porównaniu z wczorajszą grania, wejście na teide, to spacerek po osiedlowym parku...
Poniedziałek. 8rano, wszyscy spia...
Jo
OdpowiedzUsuńTym
OdpowiedzUsuńGratuluję
OdpowiedzUsuń