Punta La Marmora 1834m n p m
W paśmie Gennargentu czai się kolejna przygoda.
Wylot z Poznania w sobotę rano. W planach plażowanie, zwiedzanie, ferratowanie (czy jest takie słowo???). Pierwsze zadanie to spakować kaski, lonże i uprzęże do bagażu podręcznego. Dobrze, że mam wprawę, bo inaczej bym tego nie wcisnął. Drugie zadanie, przejść z tym przez bramki. Niby nie ma w tym nic niebezpiecznego, ale przecież w zapięciu rowerowym też nie ma nic. A zostało zaaresztowane w Madrycie. Koszt chcenia dobrze...
Do Cagligiari lecimy z żoną. W dwie osoby. Ja i cudza zona- Ania :). Ma tam być pierwsza moja ferrata od wypadku. Wycieczka jest formą odreagowania i ukojenia nerwów przed czekająca mnie operacja. We wtorek wieczorem ląduje w Poznaniu, a w środę rano idę w reha pod nóż...
Z poznania wystartowalismy planowo. Na sardynii pierwszy zgrzyt. Makaroniarze nie chcą nam wypożyczyć samochodu, bo zamiast karty kredytowej, mam debetową. Zawsze to wystarczało, tym razem nie. Na szczęście mam w Polsce przyjaciół, którzy mi w tym pomogli... W końcu mamy auto. Wyścigowa, sportowa panda :). Jeśli myślicie, że ironizuje, nic z tych rzeczy... pierwszy manewr i Ania kazała mi zwolnić... odczucia w pandzie są nie do przecenienia :). Gdy jechałem z mamą jej panda, też kazałem jej zwalniać. I też czasami slyszalem: przecież jeszcze nie ruszyłam...
Z dusza na ramieniu ruszyliśmy w stronę ferrat. Nie wziąłem ekspresów. Nie wiem, czy dam radę. Ale... jadę. Dotarliśmy do celu.
Komentarze
Prześlij komentarz