Pico i Torre 09-14.02

 Jeśli ktoś ma ochotę się dołączyć niech opracuje plan :)
Proponuję maks 3 osoby
Moja Justa odpadła:(

Widzę to tak:
Wylot w piątek z Berlina, szybki nocleg w lisboa, o 8 rano w sobotę lot lisboa pico
W niedzielę zdobycie szczytu. Albo w poniedziałek :) 
Wtorek przelot z Pico do Lisboa. Wypożyczenie samochodu i jazda do Torre. środa wejście, i powrót do Lisboa mamy zapas czasu :)
Można popływać, pozwiedzać, a w sobotę popo powrót do berlina. Niedziela na dojście do siebie :)
Koszta:... 2 może być mało.
Jeśli chcecie jechać, to szybko opracujmy  i zróbmy rezerwacje!

Start 9 lutego
uczestnicy:
1. ja
2. Bartek

W końcu zostawimy deszczową Polskę i wyruszymy... W deszczowe Azory. Ponoc 200 dni tam pada...

I co się stało?
Oczywiście, jak zawsze, lepsze jest wrogiem dobrego :P. Sharan nie radził sobie z ustawieniem świateł. No to proste- pojechał do naprawy (ksenony). I okazało się, że jest słabe ładowanie. Więc Przemek mi go nie oddał. W passacie buczy łożysko. Nie lubię tego dzwięku. Jedziemy passatem b5. W kolorze zielonej kupy. Jest pół baku paliwa. Wydawałoby się, że musi starczyć na dróżkę w obie strony. Nie starcza. Jedziemy na Berlin. Mamy spory zapas czasu. Powinniśmy zdążyć bez problemów. . Wpadamy na PIStację (orlen), gdzie kupuję książkę. Tylko jedną.Na autostradzie numer 12 w Niemczech korek. Zapas czasu niebepiecznie się skurczył. Dojechaliśmy pod terminal. Pamiętałem, żeby kierować się pod kominy. Szok.Moje darmowe miejsce do parkowania przestalo istnieć. Ostatnio ustawiałem tam samochód w listopadzie, gdy leciałem do Madrytu na śniadanie... A teraz parking do 2ch godzin. Tuż przy terminalu- parkimg kosztuje majątek. Znależliśmy tańszy, kawałek od lotniska. Chcemy dojechać uberem pod terminal- nie możemy zamówić. Szara plama. Tego jeszcze nie miałem. Biegniemy na lotnisko. Szybki przepak. Z dwóch plecaków, za pomocą streczu robimy jeden plecak. Dobrze, że wiem co gdzie i jak, bo zyskujemy w ten sposób cenne sekundy. Bagaż nadany. Teraz idziemy nadać siebie. Pot spływa mi po plecach. Przechodzę przez bramkę. Skaner wykrył coś podejrzanego na moich plecach. Ochrona pyta co tam chowam. Uśmiecham się i odpowiadam. Oczywiście po polsku :)- nic- spociłem się . Nie zrozumiał- może nie uwierzył. Musiał obmacać:P Idziemy do samolotu. Cud. startujemy na czas. Lecimy do Portugalii. Przygoda się zaczyna. W samolocie gorąco. Przedsmak gorącej portugalii. Już wiem- że popełniłem bląd. Zamiast dresów powinienem mieć krótkie portki. Mądry polak po szkodzie. Wylądowaliśmy. Idziemy po samochód i ruszamy w środku nocy w stronę Torre. Bartek namierzył po drodze pole namiotowe. W parku krajobrazowym. Jedziemy tam rozbić namiot. Dojechaliśmy do celu. Nie ma jakiegokolwiek rozbitego namiotu. Wyskakuje ochroniarz. Patrzy na nas jak na kosmitów. 
- tak pole namiotowe to tutaj. Ale czy wy zwariowaliście? Namiot zimą??? Przecież można zamarznąć. W nocy jest 10 stopni.
No i co takiemu można powiedzieć? Przespaliśmy się w samochodzie...  Rano wstaliśmy nawet wypoczęci. Jedziemy do sklepu (Lidl rządzi) i w stronę Torre. 

Wygląda trochę... księżycowo. Ale jesteśmy pełni nadziei. Jedziemy dalej. Wiemy, że na Torre można wjechać samochodem, ale mamy plan. Nie wytrzymałem długo. Musimy wspiąć się na kamień
Jedziemy na parking. Startujemy. Większość rzezczy zostawiamy w samochodzie. Ale oczywiście spodnie i kurtkę zalecam zabrać. Nigdy nie wiadomo co się może wydarzyć. 

Dróżka wiedzie wzdłuż strumyka. Wygląda ciekawie.
Wspinamy się dalej.

Doszliśmy do tabliczki. Nie zgadzała się z danymi, jakie mieliśmy w nawigacji. Bartek chwilę podumał i... wymyślił, że... po prostu jakiś wandal przestawił szlakowskaz. Użyl siły i poprawił go.
I tu się skończył fajny szlak. Idziemy asfaltem. Na sam szczyt. Na Torre jest wielkie rondo. Potężny parking. To jest szczyt...
Płakać mi się chce :(


Knajpa. W tyle... stok narciarski. Pijemy piwo. Jestem strasznie zniesmaczony.


Robię rezerwację noclegu przez booking i zaczynamy schodzić...
Jak tylko trochę się oddaliliśmy od wierzchołka zrobiło się przyjemniej. Przechodzimy obok schronu?

wygląda dość ciekawie...
Ale znowu dochodzimy do drogi. Przechodzimy ją i... w końcu idziemy na fajny szczyt. Jest dość ekscytująco. Trochę niebezpiecznie. Można spaść. Ale to dlatego, że trawersujemy... obok szlaku wyznaczonego.
Robi się ciekawie

W końcu szczyt z którego można się rzucić :). Bo wcześniej to raczej płasko było :(
schodzimy i znowu idziemy ulicą. Dochodzimy do wykutej w skale Matki Boskiej. 

Wchodzimy po schodach (sic!) i dochodzimy do szczytu. Znależliśmy Krzyż

Zaczynamy schodzić asfaltem. Niby koniec przygody. Ale przecież każdy wie, że przygoda czai się za każdym rogiem. Znaleźliśmy ją...

poszliśmy na skróty. Szlak był całkowicie zarośnięty. Zaczęło robić się ciemno. Okazało się, że Bartek zapomniał czołówki. długich spodni też nie zabrał. Przedzieramy się przez krzaki. Założyłem nawet rękawiczki, żeby osłonić dłonie od kolczastych krzewów. Bartek spacer okupił krwistymi ranami:

Nie wiem, co by mi zrobiła Ania, gdybyśmy ją teraz spotkali...
Dotarliśmy do samochodu. Jedziemy na nocleg. Dojechaliśmy pod dom i z przerażeniem zobaczyłem wielką bestię. Bartek odważnie otworzył drzwi auta i wyszedł. Pies rzucił się na niego z zamiarem uśmiercenia. Wybrał straszliwą śmierć w męczarniach. Pies postanowił zalizać Bartka na śmierć. Szczęśliwie dzielny chłopak wygrał z bestią. Ja czekałem na pojawienie się właściciela...
Spaliśmy romantycznie- w małżeńskim łożu...


Wyspaliśmy się. Zjedliśmy barWyruszyliśmydzo dobre jedzenie. Najlepsze w Portugalii. Było dużo i smacznie
Najlepsze śniadanie jakie jedliśmy w Portugalii. Quinta da Cerdeira, Maceira - Santiago- szczerze polecam. Zapłaciliśmy raptem 36 euro. Wyruszyliśmy w okolice Torre. Na spacer. Pochodzić i pozwiedzać. Choć mój zapał do spacerów jest słaby. Jestem zniesmaczony :( tym co było wczoraj. Ale jednocześnie podekscytowany tym co będzie jutro. Parkujemy przy kościółku. Idziemy w nieznane.



Nie chciałbym zimą podjeżdzać pod tą górkę... z drugiej strony- tu chyba nie ma zim :P
Pamiętacie jak chodziliście do przedszkola? Moja żona nadal chodzi. Bawiliśmy się w pociąg. Myślałem, że tylko dzieci się tak bawią. a w Portugalii nawet gąsienice:

One też poszły sie przewietrzyć :) Idziemy dalej- nie przewidujemy, by trzeba się bardzo wysilić gdzieś.

Krokusy kwitną, ptaki śpiewają. Dróżka dość ładna, ale bardzo łatwa technicznie:





W końcu wracamy do samochodu. W planie mamy powrót do Lisboa, po drodze zaliczając atlantyk.
Docieramy do plaży. Zdejmujemy ciuchy i wskakujemy do wody. Woda jest super. Nie jest gorąca, jest miła. Tylko cholernie słona.

Po 30 minutach pluskania wychodzę z wody. Rzut okiem na plażę...

Idziemy coś zjeść. Bartek znalazł knajpę z najlepszą rybę smażoną... Nie wiem, czy on, czy też google tłumacz tak to przetłumaczył...
Ryby było niewiele. Ale trzeba przyznać, że danie było dobre :)

Do jedzenia wzieliśmy czerwone wino. Ustaliliśmy, że czerwone wino jest romantyczne... A i tak idziemy razem do łóżka:) Bo tylko małżeńskie jest dostępne :) Właściciel knajpy wypił wino razem z nami. Przy płaceniu szok- tylko gotówka. Idę do bankomatu, jest nieczynny. Wracam. Bartek leci do samochodu po kasę, a ja zostaję pod "zastaw". Płacimy i jedziemy Lisboa. Oddać auto i przespać się. W Hotelu niespodzianka- śniadania są serwowane już od godziny 4tej rano. Czyli rano coś zjemy:)

Rano zapiał kogut (budzik w moim telefonie). Spakowaliśmy się, zjedliśmy i wyruszyliśmy na lotnisko. Lecimy Azorskimi liniami lotniczymi. Azory mają o dwie godziny przesunięty czas. Zanim weszliśmy do samolotu okazało się, że mamy problem. Plecak Bartka został skierowany do kontroli osobistej. Dziewczyna mówi, że jest w nim napój. Bartek sięga do plecaka i wyciąga pustą butelkę. Dziewczyna kiwa głową i sama sięga do plecaka- wyciąga z niej... piwo w butelce. Bartek stoi jak słup soli. Jest zaskoczony jakby zobaczył ducha. Wybucham głośnym śmiechem. Dziewczyna ze śmiechem mówi, że jest kłamcą. Ale patrząc na jego oczy widać że jest zaskoczony. Piwo ląduje w koszu, a my idziemy do samolotu. Wylądowaliśmy na Pico. Nasz cel znajduje się za chmurami. Idziemy do miejsca, gdzie jutro mamy spać. Plan jest taki, żeby zostawić część bagaży- po co nosić wszystko?. Gospodarz ma knajpę- jest bardzo miły i pomocny. Organizuje nam taksówkę. Po zjedzeniu i zrobieniu przepaku jedziemy taryfą pod nasz cel- domek z którego startuje się na wulkan. Bartek spogląda na przebieg auta- 918 tysięcy. Z uśmiechem mówi:
- oj to do miliona nie dojdzie.
Ma rację. 300 metrów przed celem podróży samochód się zagotował. para trysnęła z chłodnicy. Ostatnie kilka metrów musimy pokonać pieszo. Lżejsi o 35 euro (sic) idziemy do domku startowego
Musimy poczekać na nasz czas wejścia. Nocujemy w kraterze. Rezerwacja dokonana przez internet. Zaleca się, żeby mieć przewodnika. Piszą, że, wejście jest trudne. Podniecenie sięga zenitu. W końcu będzie to co napędza nasze ciała i umysły. Dziewczyna mówi, że ostatni szczyt jest bardzo stromy, zaleca wejście bez plecaków, dla bezpieczeństwa. Dostajemy GPS. Od tej chwili jesteśmy śledzeni. Mamy nadzieję, na konkrwetne przeżycia. Niestety- czeka nas rozczarowanie. Spacer po wulkanie jest bezpieczniejszy niż po parku w warszawie. Ludzi jest niewiele

Czasem mamy słońce, czasem idziemy w chmurze. Na wysokości dwóch tysięcy metrów znajduję muszelkę
- tej, skąd tutaj muszelka? O zobacz, jeszcze jedna- mówię i podaję drugą Bartkowi
- może mewa tu przyniosła?
- a po co mewa miałaby tutaj przynosić muszelkę?
- no nie wiem, a masz lepszy pomysł?
- no nie bardzo. ale jakoś musiała się tu znaleźć
- no to musiał jakiś ptak
- tej, przecież to nie jest muszelka tylko łupinka od pistacji
- eee rzeczywiście
Spotkaliśmy po drodze Polaków ze Śląska- wyskoczyli na Pico na weekend- wracają jutro/
Dochodzimy do krateru, organizujemy sobie hotel

 Jak przygotowaliśmy hotel wielogwiazdkowy, udaliśmy się na zbocze obejrzeć romantyczny zachód słońca


 




Gdy słońce zaszło, poszliśmy spać. Rano kogut nas obudził. Wspinamy się na szczyt. Przechodzimy przez saunę- z dziur wydobywa się ciepła para. Idziemy obejrzeć wschód słońca

Pakujemy namiot i schodzimy w dół. Zawiedziony jestem łatwością szlaku. Nie wiem co by mi się musiało stać, żeby wzywać pomoc z Madaleny, którą byliśmy straszeni. Schodzimy i idziemy pieszo do miejsca noclegowego. Zamawiamy kolację.
Muszę domówić jeszcze dodatkowe danie, bo głodny jestem. Idziemy spać. Rano o 7mej do naszego domku puka dziewczyna ze śniadaniem. Jesteśmy załamani. Czekamy na przekąskę w samolocie. Ciężko to śniadaniem nazwać :(

Buuuu. głodny jestem.
Może kota???

Ech- zostawiliśmy mruczka przy życiu. Wybraliśmy głód.
Wychodzimy i idziemy na klify 



Wsiadamy w samolot i wracamy na Berlin.
Smutno mi, jak zawsze. Już czekam na kolejną przygodę


Koszty:
Samoloty 246 e plus
Samochód w lisboa- 52,67 paliwo plus
taxi 35 e
parking berlin 89 e
stay hotel lisboa aeroporto 67,30 e
farrobo hotel 58,50 e
hotel quinta 36e
Paliwo i autostrady poznan-berlin 300zł


Komentarze

  1. Fajnie tylko Portugalia zamknięta

    OdpowiedzUsuń
  2. Pico znalazłam, o Toro szybkie googlanie nic mi nie powiedziało. Poczytam i się wypowiem :-) generalnie Portugalia luty lub marzec brzmi kusząco :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. To Ty jednak serio o tym pisałeś, a myślałem, że boisz się latać? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak. Zupelnie serio. Czekam az ktos sie zdecyduje...

      Usuń
    2. Wszedłem w temat. Jest to do zrobienia tanim kosztem i krótkim czasem :) poniżej link do 3 terminów (koszty i czasy), które mi pasują ze wskazaniem na termin B. Marzec i kwiecień u mnie odpada.

      Usuń
    3. https://docs.google.com/document/d/1qGTBRSU3g0V9vN01HdZED8LbrcVxZiAChqp3pB9dJTM/edit

      Usuń
    4. W cenie Azoresairlines są bagaże rejestrowane. Do Ryanair trzeba jeden wspólny kupić. Wówczas koszty jak pod linkiem. Na PICO jest aktualnie śnieg, trudność jak na Tatrach Zachodnich, rejestrowany z rakami i śpiworem raczej konieczny.

      Usuń
  4. Ja jednak niestety odpadam z tego wyjazdu.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

dubaj? plus kutaisi z WDC

Juz po operacji, czas na Hohe Wand 12 sierpnia

24.12 Święta w Alpach?