Roztoka od niedzieli 9stycznia. 3 noce

 4 osoby:

1. ja

2. Tomek

3. Wiola

4???

Wstałem dziś punktualnie o godzinie piątej. Chwycilem kocurka, który śpi że mną w lozku i wyprowadzilem 'na spacer'‎. Czyli wpuscilem do ogrodu. A sam wypiłem kawę i spakowalem wszystkie rzeczy do plecaka. Trochę ich było. Uprząż, lina, raki, Czekan, kijki. Ech, szkoda, że nie udało mi się kupić plecaka zimowego... a jeszcze kurtka. Kurcze, polar bym zostawił. Ok. Spakowany. Ruszam w stronę auta. W drzwiach spotykam kocura, mialczacego: stary, wystarczy już tego spaceru. Wpuscilem go do srodka. Dochodzę do pinkiego, cały w lodzie. Zanim rusze muszę jeszcze zdrapac lod z szyby. Straciłem kwadrans. Ale jade....Dojechałem do Głogowa. Wypiłem kawę, dostałem prezent:)!!!:) i po godzinnej przerwie ruszyliśmy w stronę Tatr. Widać, że Polacy wracają do Niemiec, bo na A4 duży ruch w stronę granicy. W Krakowie kilkukilometrowy korek.‎ Zakopiańska też cała stała w stronę Krk. Dobrze, że my jedziemy w stronę gór, bo chyba bym pogryzl kierownice z nerwów w korkach. Tomek zazadal przerwy w makdonaldzie. Z dobroci serca zatrzymałem się w Nowym Targu. Niech mają, a co tam. Sam zostałem w samochodzie. Dojechaliśmy na parking w Palenicy. Bramka nie chciala nas wpuścić. Podszedł parkingowy
- cześć wpadliśmy na browara
- cześć, ale bez biletu nie wjedziecie
-Eee, ale ja mam bilet, tylko szlaban nie współpracuje.. może kamera zwatpila, jak zobaczyła to zajebiste różowe auteczko???
-pokaz bilet
- proszę, mam nadzieję, że jest na dzis???
- tak, wszystko ok, dziwne, wpuszcze was.
- dzieki.
I wjechalismy na parking. Pomimo późnej godziny parking prawie pelen...I tu taka ciekawostka. Na stronie tpn chciałem kupić bilet na 4 dni. System podawał, że nie mogę, bo nie ma biletów na niedzielę. Ale gdy kupowałem bilet na jeden dzień, to niedziela była dostępna. I tak, mam bilet na niedzielę, jednodniowy, i drugi na trzy dni...
Szybki przepak. Tomek i Wiola poszli przodem. Dogonilem ich. Miałem z tym trochę trudności, gdyż z radości, że jestem w gorach, moja dusza śpiewała, wiec... zaczepislem wszystkich po drodze:).
 Doszliśmy w końcu do schroniska, zameldowalismy się i poszliśmy na piwo...
Poprosiłem o rabat na nocleg, dziewczyna była nieugieta:p

Siedząc przy piwie widziałem dwóch kilkuletnich bliźniaków. Pytali rodziców co to jest wskazując na drzwi od przechowalni. Nie byłbym sobą, gdybymnie zareagował. Odpowiedziałem: to jest przechowalnia niegrzecznycznych dzieci. W srodku zamyka się tych którzy nie słuchają rodziców i w ciemności tak długo siedzą, aż się nie zrobią grzeczni.
-mama, tata, tutaj jest chata gdzie się zamyka niegrzeczne dzieci
-kto tak powiedzial?- spytała zaskoczona matka-
-pan
Odezwalem się z przeprosinami za straszenie dzieci, na co rodzice tylko się zasmiali i powiedzieli, że to jest nic w porównaniu do tego, do czego oni się posuwaja:)
No to pora na sen... już prawie 19...

Dzisiaj wstałem 6:20. Mieliśmy wyjść o 6:30. Zrobiłem kawę, ubralem się, nieważne w jakiej kolejnosci:). Dziesięć minut później patrzę, a Tomek nie objawia oznak zycia:
\- tej, Tomek, idziemy??
-eee, no tak. Chwila. Była to taka sama chwilą, jak ta, gdy zona/partnerka mówi: kochanie idę na chwile do koleżanki. Albo też taka, gdy moja płeć mówi: kochanie, już jadę, będę za chwilę. Trwała godzinę. W tym czasie z nudów nasmarowalem sobie mordke kremem przeciw sloncu. W końcu wyruszyliśmy w stronę moka. Wchodząc do srodka, ktoś mnie zaczepil:
-oj, chyba coś nie tak‎ z Toba
- co się stalo???
-jestes strasznie blady
-ha ha ha, spokojnie, to tylko krem, nasmarowalem mordę i tak zostało. Jak się przejrzałem w lustrze to myślałem, że umarlem
- może byłoby lepiej, łatwiej by się chodzilo
-eee, ryzyko śmierci podnosi adrenaline:)
- powodzenia
-rowniez.Po zjedzeniu małego conieco ruszyliśmy w stronę czarnego stawu. Szliśmy wyjątkowo: szlakiem. A nie na szagę przez jezioro.
Bo zgodnie z regulaminem, przejście przez jezioro jest wykroczeniem...Zanim doszliśmy do czarnego stawu musiałem zrobić przerwe.przyczyna banalna: złapałem zasięg, i pomimo,ze mam wolne, musiałem podpisać przelewy. Ważne przelewy‎. Wynagrodzenia dla pracowników. Niby rzecz prosta i łatwa. Ale... prosta  jest tylko wtedy, gdy internet normalnie działa. Czynnosc ktora normalnie wykonuje pol minuty, tym razem zajęła mi minut dwadzieścia. W tym restart telefonu. Doszedłem Tomka dopiero przy czarnym stawie. Udaliśmy się do góry. Droga jest prześliczna. Trzeba uważać, żeby zły krok nie przyczynił się do upadku i śmierci. Wspieram się kijkami. Pod Kazalnica, w miejscu gdzie są łańcuchy jest prawie pionowa ściana. Mały trawers, wystarczy, że śnieg się osunie i może to być ostatnia wycieczka. Oczywiście to nas zachęca do dalszej wspinaczki. Komentujemy to tak samo:
-idziemy dalej,a później będziemy się martwic.
Doszliśmy na Kazalnice. W końcu miegusze zdobyte!!! Dwie ostatnie próby zakończyły się klęska. Tym razem Kazalnica jest nasza! A to znaczy, że damy radę iść dalej. Idziemy. Szlak przypomina wejście na Matterhorn.
Idziemy grania. Potkniesz się i lecisz w dol. Tam zbierają Twoje zwłoki....
Wydeptana sciezka prowadzi prosto na mieguszewicki szczyt czarny. Mniej wydeptana odbija w prawo na przełęcz. Nic nie mówię Tomkowi, idziemy na szczyt na którym jeszcze nie byłem. Serce wali mi jak młotem, zejście jest już nieważne, najważniejsze jest wejsc! Mamy szczyt na wyciągnięcie dłoni. I w tym momencie Tomek mówi, że nie da rady, że kolano boli. Ma duży problem z kolanem. Nasz ukochany NFZ proponuję mu zabieg za kilkanaście miesięcy. Ale widzę po nim, że za kilkanaście miesięcy to on już będzie martwy. Nie fizycznie. Psychicznie. Musi uzbierać kilka tysięcy złotych na prywatny zabieg, który będzie już za kilka dni. Tomek lokalnie mówi, że mam wejść, a on poczeka. Ale nie, schodzimy razem. Jest mi smutno, trudno. Dochodzimy do pionowego zejścia. Proponuję wcisnąć uprzeze, i zabezpieczyć się na linie. Tomek, ponoć że zmęczenia, przestał myśleć. Nie założył uprzezy. Zrobił stanowisko z frienda, przyasekurowalem go z ręki, i zaczął schodzić dół. Byłem przekonany, że zejdzie 30 metrów (tyle mieliśmy liny) i zrobi stanowisko, żeby mnie w razie czego wyłapać, zanim rozbije się na skalach. Okazało się, ze... ja go tylko asekurowalem, a gdy wyciągnąłem frienda i zacząłem schodzić, on też schodził. Szczyt debilizmu. Gdybym się potknal, ściągnął bym go w przepasc. I nasze zwłoki leżały by kilka dni, zanim ktoś by nas odnalazł. Na szczęście Bóg czuwa nad wariatami, i nic się nam nie stało. W czasie marszu mieliśmy okazję trochę porozmawiać....
Tomek w oczach opadal z sił. A kolano mu puchlo. Gdy byliśmy przy wodogrzmotach rzucił się z jekiem na ławkę. Opieprzylem go, że mógł wcześniej powiedzieć, że jest źle. Bym wtedy zatrzymał jedno z aut zjezdzajacych od moka, żeby go zwiezli. Teraz było już zapozno...Doszliśmy do schroniska.przed pokojem chciał zdjąć buty. Niestety, umarlem go. Padł na podłogę.


Prawie bez zycia:
- wiola, patrzebny jest okład z piersi na spuchniete kolano. Zajmiesz się tym, czy mam poszukać pomocy w schronisku
Oburzyla się moim frywolnym podejściem. I mimo, że zostawiłem ich razem nie zechciała pomoc Tomkowi w cierpieniu. Poszedłem pod prysznic, a później ich ściągnąłem na kolacje.
Jest 20:30. Pora spać. Oby jutro było równie ladnie...

Wtorek. 
Wstałem dzisiaj o 5:30. Tomek jest martwy. Nigdzie sie nię zamierza ruszyc.
Idę sam, ale nie spieszy mi się. W planach mam zrobienie kawałka orlej perci. Najpierw do schroniska w piatce.
Usiadle do kawy i chwycilem telefon. Zanim wyszedłem z Roztoki minęło półtora godziny. Ale dzięki temu zapisuje historie, zanim umknie mi z pamięci. Wyszedłem więc o 7. Planuję dojść do schroniska o 10. Idę w zajebisty towarzystwie. Ja, moje myśli, i minus piętnaście stopni, choć nie czuję się zimna. Musiałem ściągnąć i czapke i rękawiczki. Po drodze mijam drzewa, ale nie widać ludzi. 


Jest pieknie.‎ Dochodzę do starej roztoki, ech, ileż razy byłem tu w środku nocy, w drodze po przygodę?!? I


dę dalej. Przy rozstaju dróg spotykam pierwszego czlowieka:
-czesc, czy to jest dobra droga na Gubalowke?
-hej, tak oczywiscie.
Chłopak zakładał raki. Ale ja postanowiłem wdrapac się bez...
Lubie bez:) ‎Wchodzę zimowym szlakiem. Widzę, że jest wydeptane w stronę siklawy, ale każdy, średnio rozgarniety tatromaniak wie, że tam się nie idzie, bo można zginąć pod lawina. Nawet przy bezpiecznej 'jedynce'. Ech, mój pęd do przygód. Zamiast iść grzecznie w lewo zimowym obejście, trawersuje w prawo. Nadal nie mam raków, a w reku zamiast czekana kijki.
‎W głowie obliczam, gdzie się zatrzymam w przypadku osuniecia śniegu. Ryzyko skalkulowane. Idę dalej. Dochodzę do schroniska w niecałe dwie godziny. Spocony, więc muszę troszkę odparowac. Skandal. Play odlaczyl mi zasięg plusa. A w piatce tylko plus ma zasięg. Więc mój telefon jest bezużyteczny. W schronisku jest fajna mapa. Pokazuje stare szlaki. Już nieistniejace. A za granicą naszego Państwa jest nazwa kraju który nie istnieje. Czechosłowacja. Dostałem kiedyś od kumpla auto wyprodukowane w Czechosłowacji. To zejefajna skoda:)
Posiedziałem godzinę i ruszyłem w stronę Zawratu. Droga wydeptana jak na autostradzie‎. Idzie się szybko i sprawnie. W schronisku zostawiłem wszystko, czego nie potrzebuje. Górę od plecaka, kulki, pokrowiec do raków. Idę zupełnie na lekko. W sumie tylko jedzenie, picie, folia, baterie, czołówka i zapasowe rękawiczki są w plecaku. W reku dzierze czekan.



Skrecam na kozia przełęcz. Na początku widać ślady, ale urywaja się po kilkudziesięciu metrach. Czuję moc. Będę wyznaczal drogę. Trawersuje do zlebu. Śnieg jest miejscami nawiany mieciutki, za kilka centymetrów zupełnie zlodowacialy!. Raz noga się zapada, raz idzie się jak po asfalcie. Oczywiście, idę w rakach.


‎W zlebie puch. Czasem robię dwa kroki w górę i osuwam się trzy w dol. Ale idę. W końcu doszedłem do wysokości, gdzie łańcuchy idą w prawo na kozi.
‎Podniecony wbijam czekan w oblodzoną ścianę. Wspinam sie po zlodowacialym śniegu wprost do wystajacego łańcucha. Niestety do podejścia na kozi mam kilkanaście metrów. Próbuję zrobić trawers, gdy nagle odrywa się kawał lodu i spada. Przestraszył się, na szczęście miałem dobrze wbity Czekan i nie wpadłem. Wycofalem się. Patrzę w dol skąd przyszedłem, nie widzę możliwości zejscia.mamza krótkie żeby atakując, a ściana jest pionowa. Może nawet bym się nie zabił, tylko polamal, ale zapewne gdybym odpadł umarlbym na zawał. Głupi koniec. Prubuje odkuc łańcuch, słabo idzie. Ugrzezlem. Dzwonię do żony, może to ostatni telefon w moim życiu? Nie wezwe topru. Co mam powiedzieć? Że jestem idiota i wspialem się na sciane imię mogę zejść? Bo nie mam liny, gdyż z premedytacją zostawiłem ja w schronisku? O nie. Po 40 minutach dumania, podejmuje decyzje. Mocno wbijam czekan, po czym wyrabuje noga stopień. Druga noga drugi stopień. Trzymam się ręką ściany, wbijam Czekan nizej. I tak, krok po kroku schodze niżej. Jest!!! Wykulem piękna drabine:) doszedłem do zlebu. Ten też jest dość pionowy, ale tu mam szansę wyhamowac:) robię jeszcze kilka kroków do przełęczy i... skrecam pod prąd na orła. 


Gdy wszedłem po drabince, okazało się, że za skałami nie ma śladów, bo są wywiane. Obiecałem sobie nie robić nic głupiego, więc zawrocilem.schodze w dol zlebem, snieg sie osuwa, więc cały czas asekuruje się ręką i czekałem. Oczywiście schodze twarzą do śniegu. W końcu zacząłem schodzić na misia. Niby jest bezpiecznie. Nagle zjechałem, razem ze śniegiem. Zacząłem nabierać prędkości. Wymruczalem, kurde, lotem bliżej, Cholera, kurtki nie zapialem, śnieg wszędzie. Oczywiście odruchowo obrócilem się na brzuch i zacząłem hamować czekanem. Ufff. Zwolnilem. To dobrze, bo gdybymnie wyhamowal, to pewnie z godzinę dłużej bym schodził do doliny. 

 Wracam po własnych śladach. Gdy się obrocilem po kilkudziesięciu metrach, zasmialem się zeswojego dwusladu. Pierwszy to wejście, drugi, to niezaplanowany zjazd...


Doszedłem do piątki. Kupilemcos do picia i... odezwała się moja rzadza przygód. Po co iść legalnie, skoro można nadlozyc drogę nielegalnie? Wydawało mi się, że jest wydeptana drozka zamkniętym szlakiem. Poszedłem w stronę moka przez swistowke. Po drodze spotkałem stadko kozic. Pewnie to dla nich ten szlak jest zamykany... na szczycie okazało się że wszystkie ślady zwracają. Poszedłem kawałek grania, po śladach kozicy. Zastanawiam siej ak to jest. Kozice mają malutkie nogi. Nacisk na centymetr kwadratowy,'podeszwy' jest z pewnością większy niż u mnie. A jakoś ich ślady mniej się zapadaly... zdrowy rozsądek stwierdził, że tu nie ma dyskusji. Musimy zawrócić, bo inaczej on mnie tam zostawi. Wiec wracam niepocieszony do pierwotnego szlaku...


 spotykam tam tomka który postanowił sieprzejsc. I, jak to zazwyczaj w takich sytuacjach bywa, nie poszedł dalej, tylko razem doszliśmy do schroniska, gdzie dokonałem rezerwacji na czerwcowy wypad dla pięciu osób. Zainteresowani, niech się wpisują w komentarzach pod odpowiednim postem!:)
Idę spać. Jutro ostatni dzień i jadę do Poznania.
Nic nie przesadzam, zdaje się na los.


Środa

Wyruszam z Roztoki rano. Nie spieszy mi się. To mój ostatni dzień. łezka się kręci w oku. Zostawiłem czekan, linę i szpej. Idę na emerycki spacerek na Zawrat i zamierzam zejść do Brzezin.
Przed stromym podejściem spotykam chłopaka z Dębicy. Chwilę idziemy razem i rozmawiamy, ale astma mnie męczy, więc puuściłem go przodem.
Doszedłem do piątki. Zjadłem. I idę na Zawrat. Po drodze parka poprosiła mnie o zrobienie zdjęcia. przytulili się do siebie. Powiedziałem:
-ale nie tak, rozsuncie się
Rozsunęli posłusznie. Zaśmiałem się:
- no, to teraz, jeśli się rozstaniecie to po prostu wystarczy obciąć zdjęcie
Zaśmiali się i znowu przytulili. Idą za mną. Ale gdzieś ich zgubiłem po drodze.
Zbliżam się do Zawratu. Jest strasznie ciepło, nie ma wiatru. Zdjąłem kurtkę. Widzę dwóch ludzi, siedzą na śniegu. Zbliżam się. Są to dwie dziewczyny. Jedna panikuje, że spadnie. W sumie nie za bardzo jest gdzie.
Mówię:
- Spokojnie, wyobraż sobie, ze jesteś małym dzieciakiem z sankami. Przecież spokojnie byś tu zjechała.
Nie wydaje się przekonana. Koleżanka podaje jej czekan. Podchodzę:
- Boże niech pan tak nie stoi, niech pan wraca na ścieżkę.
- spokojnie, nie denerwuj się. Tu jest naprawdę lekko i łatwo. Masz czekan, podaj mi go. pokażę Ci, co masz z nim zrobić.
Wbijam w śnieg, ale... jakoś sła bo się wbił. Wyciągam go, patrzę i nie wierzę własnym oczom. Czekan na ostrzu ma plastikowe zabezpieczenie. Powstrzymuję się, żeby nie parsknąć śmiechem. Zdejmuje je, i mówię. :
- zdjąłem zabezpieczenie. Nie stresuj się, nie chwytaj, włożę Ci je do kieszeni kurtki
- dzięki.
Dziewczyna ma w jednej ręce czekan, w drugiej mój kijek. Druga poszła przodem
Nie wiem dlaczego ale kolejny raz namówiłem kogoś, żeby się wysilił i zdobył cel. Tak mam. Kocham góry i wszystkich bym tam wyciągał.
Na Zawracie oddałem dziewczynom swoje kilki. W końcu przestały mi mówić per "pan". Obiecały, że odeślą je do mnie, do Błyskawicy. Czas pokaże, czy je odzyskam...
Zaczynam zejście w stronę Murowańca. Niezłe jaja. Zamiast śniegu, lód. 
Gdzie jest mój rozum i rozsądek? Toczą ze sobą bój. Ale wiem, że będę złaził, bo jest śmiesznie. Delikatnie stawiam kroki. dochodzę do przewodnika zabezpieczającego liną dwóch schodzących mężczyzn:
- nie ma pan czekana?
Cholera, kolejny który do mnie zwraca się per Pan :( 
- nie, bo stwierdziłem, że to emeryckie zejście- jak się potknę to po prostu zjadę. Lotem bliżej. A poniżej kamienia jest już ponoć śnieg.
Spiorunował mnie wzrokiem.
uszę uqważać, żeby się rzeczywiście nie potknąć, bo jest ryzyko, że ich ściągnę. Strasznie się guzdrają. No cóż. Miałbym kijki, bym ich wyprzedził. miałbym czekan, bym pobiegł. A tak siedzę jak debil na lodzie...


Dochodzę bez przygód do czarnego stawu. Przechodzę przez niego, dochodzę do schroniska i idę do Brzezin




W Brzezinach czeka mnie niespodzianka. Spotykam parkingowego:
- Widział Pan może różowe auto?
- Nie
- jak to nie? Od dwóch godzin mówię znajomym, że mają mnie stąd odebrać
- No to chyba porzucili pana
Dzwonię do Tomka:
- Gdzie jesteście?
- Kurna wiedziałem, że tak będzi
- co to znaczy?
- w knajpie jesteśmy
- to kiedy będziecie???
- nie wiem, czekamy na jedzenie
- dajcie znać jak ruszycie. Idę do knajpy w Murzasichlu
Zjadłem pstrąga i ruszyliśmy do Głogowa i Poznania.
Koniec przygody...

Koszta:
Nocleg: pierwsza noc 85 zł nastęopna 65 (minus 20procent rabatu)
Parking 140 zł
Paliwo, autostrady itp 615

Komentarze

  1. Ech, a ja znów odpadam - będę w Hiszpie. Ale zazdroszczę, nigdy nie byłam w tym schronisku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uważam je za najladniejsze i najsympatyczniejsze w Polsce.
      Mogę tam jechać i robić nic:)

      Usuń
  2. Świetna relacja i piękne zdjęcia :)
    Widać, że to coś, co kochasz :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No nieźle sobie poczynaliście...

    OdpowiedzUsuń
  4. Lubię Twoją trzeźwą ocenę sytuacji dlatego czuję się bezpiecznie na tych Naszych wyprawach. Można kochać góry, mieć szalone pomysły intuicję ale wszystko musi być podszyte umiejętnościami i zdrowym rozsądkiem.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

dubaj? plus kutaisi z WDC

Juz po operacji, czas na Hohe Wand 12 sierpnia

24.12 Święta w Alpach?