Zugspitze 3, 4 lipca, Najwyższy szczyt Niemiec


Plan: Lilka ogarnia nocleg, jedziemy w sobotę. Ruszymy koło 2giej, idziemy spać do Hollenthallhutte, rano robimy atak na szczyt i złazimy do samochodu. Samo dojście do schroniska to jeden z piękniejszych szlaków. Sam szczyt- komercja większa niż na Kasprowym. Zugspitze- kolejkowy szczyt. Stoi się w kolejce by zdobyć krzyż.  Po drodze mamy lodowiec. Mamy też ferratę i piargi. Koniecznie trzeba mieć ze sobą:

- Uprząż
- Raki (nie raczki)
- Ubezpieczenie
-Śpiwór (do spania w schronisku)- wszystko niesiemy na plecach
- Euro do płacenia. W hollenthallhutte jest dobre piwo pszeniczne. Plus opłata za przejście...
- Ubezpieczenie
- Szczepienie na kowidka i paszport kowidkowy
- Dokumenty tożsamości i samochodu

Lista osób:
1. Justyna
2. Ja
3. Lilka
4. Justyna 2

No i się zaczęło. Wpadam do biura, po ciężkim dniu. Dziś brakowało nam paru kurierów. Nie było Lisa, Kosa, Lina, Gila, Misia. Rak pojawił się w biurze- po tygodniu nieobecności. Musiałem go zwolnić A mamy optymalny zespół. Więc brak pięciu, bardzo odcisnął się negatywnie na mojej psychice. Jeszcze wczoraj mała awaria samochodu- wchodził w tryb awaryjny- więcej niż 120km/h  nie chciał jechać. Wybłagałem mechanika, żeby naprawił różową strzałę. Pozwolił mi ją zostawić wieczorem, i rano naprawić. Koło 15 zgłosił mi, że jest zrobiony. Dzwonię do żony. Naiwnie wierząc, że mi pomoże. Oczywiście nie miała "jak" mi pomóc i odebrać samochodu. Przecież wie, że ja sobie poradzę. Zajechałem do Przemka busem. :

- Przemo, zabieram auto, zostawiam busa, kasę Ci dam później, bo nie mam przy sobie portfela
- Spoko
- Ale nie wiem, czy zdążę do 17
- Nie ma problemu, załatw swoje.
Pędzę odebrać krew. Pomimo, że mam dziś dzień "biurowy"" - biuro przeniosłem do busa. Na kolanach mam trzy telefony, laptopa, w rękach kierownicę. Wydaję zlecenia, odbieram telefony. Kompletne wariactwo. Staję na uszach, żeby ratować sytuację. Dojeżdżam do szpitala. Zanim wydali mi krew, minęło pół godziny. Pielęgniarka nie miała czasu wydać mi przesyłki. Wróciłem do biura. Wziąłem skuter. Modlę się, żeby na polnej poszło sprawnie. Nie poszło. Tu był jeszcze większy problem. Zamiast na 17, nadałem przesyłkę na 18. Wróciłem do biura. Pakuję dokumenty. Parę dni temu pytałem Jarka, czy wszystkie samochody mają przegląd i ubezpieczenie. Odpowiedział, że tak. Okazało się, że mój nie miał. Lecę szybko do POZMOTów zrobić przegląd. I o zgrozo, przeglądu nie mam. W autolechu nie zamocowali sprężynki od hamulca. Piątek popołudniu. Nie ma jak tego naprawić. Zadzwoniłem do warsztatu wylać swoje żale. Muszę trochę popłakać, żeby oczyścić umysł. Mam dość. Najchętniej uciekłbym pod namiot i spał. Wyłączył telefon, żeby nic się nie działo. Kiedyś tak uciekłem. Rozbiłem namiocik, poczytałem książkę, wypiłem piwko, później drugie, może trzecie. Zasnąłem. Gdy się obudziłem usłyszałem dziwne dźwięki. wyjrzałem na zewnątrz i zamarłem. W nocy przeniosłem się w czasie. Na łące mieczami walczyli rycerze w zbrojach. Boooże. ile ja wypiłem? Co się dzieje. Nie śnię przecież. Umarłem? Nie- to nie raj. Nie ma piwa. No to co jest? Boję się oddychać. uff. Jednemu zadzwonił telefon komórkowy. Mówią w naszym języku. Rycerze z pewnością nie potrafili stawiać tak kwiecistych przecinków. To tylko zlot fanów średniowiecza. Ale jak widać- nawet gdy rozbijam się w miejscu gdzie jest nic, znajduję przygodę. Ona jest wszędzie...
Dzwonię do Gnu:
- Dorotka- czy Twoje auto jest w pełni sprawne?
- No chyba tak, a co?
- Chyba chciałbym je pożyczyć...
- A to spoko.
Nie możemy jechać samochodem Justyny, ponieważ stan techniczny samochodu jest niepewny. Szkoda jej pieniędzy na naprawę. Czeka aż się zepsuje całkowicie. Od kilku miesięcy jeździ w trybie awaryjnym. Turbina stoi.
Blacharzowi kazałem zrobić sharana, bo nie jadę nim. Dzwonię
- Panie Adamie, da mi pan radę oddać auto na weekend?
- zwariował pan? Chyba, że na następny. 
Czekam w biurze na Dorotkę. I jadę do domu. Przespać się. Bo zaraz zwariuję
Wziąłbym audi od Jarka, ale nie odbiera. Niech mnie ktoś przytuli!!!!

Nikt mnie nie przytulił. Przespałem się chwilę i wyruszyliśmy przez Leszno, Dresden do Ga-Pa. A właściwie do Grainau, gdzie zostawiliśmy samochód na jedynym wolnym miejscu parkingowym. Trzeba było zapłacić 20 Euro za postój. Przyjechaliśmy passatem b5. Też ze stajni volkswagena, ale daleko mu do mojej różowej strzały. Na parkingu czas na przepak. Trzeba dobrze zaplanować, co bierzemy, bo wszystko będziemy nieść na plecach.


Dziewczyny postanowiły ubrać się w te samy kolory. No cóż. dla mnie wyjście w góry to nie rewia mody:) Po godzinnym przepakowywaniu ruszyliśmy w końcu w stronę Holenthalklamm. 

Początkowo trzeba iść wzdłuż drogi, Po kilkudziesięciu metrach skręcamy w prawo. Idziemy w stronę schroniska. Byłem tu już kilka razy, więc czuję się jak u siebie. Zanim doszliśmy do bramek, wpadłem na pomysł, że rozdzielimy się. I nie chodziło mi tu o oszczędzenie dwóch euro- po prostu lubię urozmaicenie. A najczęściej maszeruję krótszym szlakiem. Podzieliliśmy się na dwie drużyny. Justyna i Lilka w jednej, żona i ja w drugiej. 
Byłem przekonany, że spotkamy się w schronisku. Nasz szlak był dłuższy o pół godziny.
Niezmiernie zdziwiłem się, że przy zejściu się szlaków ujrzałem Lilkę i Justynę. No tak. Lilkę porwała magia zdjęć. Nie mogła się opanować przed zrobieniem miliona zdjęć. Dobrze, że teraz zdjęcia zapisują się w pamięci, a nie jak 20 lat temu, naświetla się film... O ileż taniej i bezpieczniej.
Całą grupą doszliśmy do Hollenthalllagerhutte. Wypiliśmy piwo, zjedliśmy i poszliśmy się zameldować. Dziewczyny powiedziały, że w kasie musiały kupić maseczki po 2,5Euro, bo materiałowe nie spełniają norm. No tak. Niemcy- karny naród. Skoro kazali, to maski na twarz.

Rano wstaliśmy w dobrych humorach. Pogoda w miarę ok. Jest nadzieja, że nie będzie ani deszczu, ani lampy. Weszliśmy do jadalni. Śmiać mi się chciało z pary Niemców. Siedzieli przy stolikach i jedli. Ale gdy tylko wstawali, żeby sięgnąć coś z plecaków, zakładali maski na twarz. W końcu zjedliśmy i ruszyliśmy na Zuga. Doszliśmy do końca doliny i zaczęliśmy się wspinać po drabce.

Później krótka ferratka. Jedynym utrudnieniem są nasze ciężkie plecaki


Idziemy wolno w stronę lodowca. Cały czas zastanawiam się, czy raki będą potrzebne, czy też mogłem je zostawić w domu. Jeszcze tylko przejście przez piargi.
I dochodzimy do lodowca. Gdy byłem tu pierwszy raz z Tymkiem, Lodowiec był bryłą lodu. Zero przyczepności. Nie mieliśmy raków, więc musieliśmy zawrócić. Dziś wszyscy mamy raki, ale są zbędne. Niektórzy, żeby ich nie nosić, założyli je na nogi. Fajnie to wygląda. Śnieg i krótkie ciuszki :)
Za lodowcem jest prosta, choć długa ferrata na sam szczyt. 
Tempo mamy powolne. Bardzo powolne. Justyna ma kiepski nastrój- pewnie w nocy źle spała. Jakoś brakuje jej sił. Ale dzielnie idziemy na szczyt.

O dziwo, jest mało ludzi. Może dlatego, że od Eibsee widać same chmury. Pamiątkowe zdjęcie i idziemy coś zjeść

Na szczęście nikt nie zechciał zdezerterować i zjechać kolejką. Idziemy w dół. Lekko pada deszcz. Jest kilka miejsc, gdzie jest śnieg. Ze względu na zmęczenie dziewczyny nie mają odwagi przejść normalnie po łachach  oblodzonego śniegu. Zamiast przejść w minutę, zajmuje nam to 40 minut. Dochodzi do lekkiej paniki. Ale zatrzymujemy się w austriackim schronisku (tu już nie ma koronowirusa- pełen luz). Czasami się przejaśnia



W końcu dochodzimy do jeziora. Czas przejścia o kilka godzin dłuższy niż przewidywałem. 
Jeszcze trzeba dostać się do samochodu. A to kilka kilometrów. Idziemy pieszo z Lilką. Udało nam się zatrzymać okazję. Wracamy do Polski. Kolejna przygoda dobiegła końca

Rozliczenie wyjazdu:

Noclegi po 13 Euro (29 nie klubowicze :)
Koszty paliwa i parkingów:
910zł

Piwo i jedzenie- nie liczę :)



Komentarze

  1. Można jechać, warunki test lub szczepienie poza Tym podobno jest sporo mokrego śniegu.

    OdpowiedzUsuń
  2. na tej stronie: https://www.gov.pl/web/dyplomacja/niemcy znalazłam info, że Polska już nie jest uznawana przez Niemcy za obszar podwyższonego ryzyka i w związku z tym nie trzeba wykonywać testu i nie obowiązuje kwarantanna

    OdpowiedzUsuń
  3. ja na Zugspitze bym się przejechała (jak z resztą wiesz ;) ). Czy mokry śnieg przeszkadza? i czy myślisz o tym, najbliższym, weekendzie?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

dubaj? plus kutaisi z WDC

Juz po operacji, czas na Hohe Wand 12 sierpnia

24.12 Święta w Alpach?