Święto Rogala. Jedziemy do VENT, na moją zaległą 40stkę

 W zeszłym roku się nie udało, dlatego mam nadzieję, że tym razem wyjedziemy 10 listopada i pojedziemy do Breslauer.
Zainteresowanych proszę o wpisywanie się w komentarze

Lista 

1. Justyna
2. Ja
3. Tymek
4. Lilka
5. Jadzia
6. Tomek
7. Wiola
8. Krzysiek
9. Tomek


Po kolei ludzie odpadają...
Najpierw odpadła Justyna. Teraz odpadła Agata. Uwielbiam coś organizować.... A teraz jeszcze Wiola mówi, że albo pojedzie ich samochodem, albo wcale... Był plan:  bus 9 osób, właśnie go odwołałem... 
Jeśli jeszcze coś się zmieni, to przestaję cokolwiek organizować. Pojadę nawet sam...

Wg aktualnych planów jedziemy na dwa samochody:

1. Tomek, Wiola, Jadzia Krzysiu 

2. Reszta. Czyli możemy wziąć jeszcze jedną osobę :)

Przypominam wszystkim, że trzeba mieć paszporty covidowe.

My ruszamy o 18, z lubiatowskiej. I jedziemy po Lilke... 
Oczywiście, jak zawsze przed długim weekendem nie było łatwo wyruszyć w drogę. Zlecenie wpadało jedno po drugim. Chwilowo zastąpiłem Mariusza. Ale na tym właśnie polega współpraca. Że umie się zastąpić pracownika, gdy jest taka potrzeba.Ale w końcu sukces. Udało się :) Wyruszyliśmy na podbój Austrii. Ludzie pytają mi się, co widzę w Breslauer Hutte. Po prostu tutaj czuję się u siebie...
Środkowy budynek to wypasiony Winterhaus. Znajduje się na wysokości 2844

Nocleg kosztuje tu dla członków klubu 14 euro za noc (dziecko 8) Numer konta: DE79600901000542942003 . Uważam, że nie jest to wysoka cena, Irytują mnie ludzie, którzy uważają, że nie muszą płacić. To zwyczajna kradzież. Nie różni się niczym od kradzieży telefonu z mediamarktu. Takie zachowanie jest po prostu żenujące. Mam nadzieję, że nikt z mojej ekipy nie jest złodziejem i każdy uiścił opłatę. 
Tak wygląda kuchnia:
W kuchni jest piec. Są też krany, ale nie ma się co łudzić. Woda tu zimą nie płynie. Wodę roztapiamy ze śniegu. Trzeba pamiętać, że nie należy pić "czystej". Bo, jeśli pijesz wodę bez posolenia, możesz poczuć się jak na kacu. Tak, to nie żart. Woda ze śniegu jest destylowana, pozbawiona soli mineralnych. Picie takiej wody wzmaga pragnienie. Jest szkodliwa dla organizmu... Jak picie wódki na umór. Ale kto by w górach zapijał się? :)
Jak widać są też naczynia. A na półkach żywność zostawiona przez innych turystów. W tym dużym garnku topimy śnieg. Dzięki temu mamy dostatek wody. W pomieszczeniu kuchennym, za ścianką są łóżka. Ale chyba nigdy nie spałem na dole...

Zawsze wchodzę po schodach iśpię na piętrze

Dlaczego?
Odpowiedz jest prosta. Jest tu chłodniej i... ciszej. Nie raz przy stole w kuchni gromadzą się ludzie. I długo opowiadają o swoich przygodach w najróżniejszych zakątkach świata.

Oczywiście, jest też toaleta :) i miejsce "łazienkowe". Pamiętam, że kiedyś w umywalce myliśmy małego Tymka...
Jeżeli brakuje nam opału musimy wyjść z budynku, obejść go i otworzyć lewe drzwi od piwnicy. Jest tam zgromadzone tyle opału, żeby przetrwać całą zimę. To też kosztuje...

Wyruszyliśmy chwilę po 18. Ekipa "Emerytów" wcześniej, bo około 16:30 z Głogowa. Plan mają taki, że chcą się przespać, zanim wejdą do Breslauer. Mamy odezwać się na godzinę przed zaparkowaniem w  Vent. Tak też robimy. Ale zanim zwlekli się z łóżek, my już zaczęliśmy sie wspinać. Nie jest lekko. Plecaki z każdym krokiem robią się cięższe. Niosę ze sobą Rogale i zestaw Spagetti. 

Zastanawiam się, czy dam radę. Biodra, ramiona, wszystko zaczyna boleć. Zostawiłem Jadzi raki i czekan koło samochodu. Wszędzie jest śnieg... Idziemy ubitą nartostradą
Gdy doszliśmy do Restauracji (zamkniętej) zatrzymaliśmy się, by odpocząć. Zrobiliśmy kawę. Posililiśmy się i ruszyliśmy dalej. Jadzia wysłała SMS, ze podzielili się. Pytała, czy poczekamy, ale zadecydowałem, że nie. Lepiej wejść, i zejść pomóc, niż rtazem wolno się toczyć. Z ciężkimi plecakami niewiele pomożemy. Ostatkiem sił doczłapaliśmy do schroniska. Rozpaliliśmy ogień w piecu, zaczęliśmy robić spagetti. Kroić pietruszkę, marchewkę, cebulkę i czosnek. Dużo czosnku. Koronaświrus, grypa, czy katar nie mają szans z takim zestawem.Cieszę się, że już nie beę nosił tak ciężkiego plecaka. Oczywiście los jak zawsze spłatał mi figla. Plany, planami, a życie przynosi nam tajkie rozwiązania, jakie nie śniły się nawet filozofom. Dzwoni fo mnie Tomek

MISJA RATUNKOWA

- Adi, jest źle. Nie dajemy rady. Wiola jest daleko za mną
- Tomek, nic więcej nie mów- w głosie usłyszałem rezygnację, muszę szybko przekonać go, że jest ok- Zejdziemy po Was
- EEE, ok, dzięki.
Jako, że jestem za demokracją, uważam, że każdy musi mieć możliwość wyboru. Tak samo tutaj. Pozwoliłem wybrać kandydatów do misji ratunkowej. Zadecydowałem, że idę ja i dwóch "chłopa".
Spośród dostępnych dorosłych mężczyzn zglosiło się dwóch. Tomek i Krzysiu. Więcej nie było :)
Krzysiek zaproponował, żeby wziąć pusty plecak i przeładować Tomkowy. Bo tomek ma dużo wspólnego z żółwiem, albo ze ślimakiem. Nosi cały swój dom na plecach. Nie raz, nie dwa, nie trzy, próbowałem podnieść Tomkowy plecak. Zawsze waży najwięcej. Pomysł bardzo dobry. Ruszyliśmy w dół nieść pomoc. Tomek2 tak się spieszył, że zaczął zjeźdzać. Byle tylko uratować Wiolę
Słońce mocno grzeje, alewiemy, że wrócimy po ciemku. Doszliśmy do Tomka, zaczęliśmy przepakowywać jego plecak. Dałem mu schota kofeinowego. Nie wyglądał dobrze. Ale schot pomógł.
Po chwili doczłapała do nas Wiola, już bez plecaka. Plecak na plecy założył Tomek2. Nakazałem wszystkim iść. a sam zostałem z Wiolą. Jej też wcisnąłem schota kofeinowego. Nie poczuła tego, ale dostała kopa energii. Zaczęliśmy iść. Po godzinie opadła znowu z sił. Niestety nie miałem kolejnego schota. Zrobiło się ciembno. Nakazałem jej założyć czołówkę. Twierdziła, że jest to niepotrzebne, ale postawiłem na swoim. Bezpieczniej i łatwiej człapać. Widać zmęczenie- założyła czołówkę do góry nogami :) (czy czołówka ma nogi???). W końcu doszliśmy do schroniska. Ach, jak spagetti ładnie pachniało... Nie ma Tomka. Pojawił się na sekundę i wyparował. Częśc towarzystwa się martwiła. Ja nie. Za dobrze go znam. Pomyślałem tylko- co za gość,. Zdychał, a jak wnieśliśmy mu plecak, to na lekko poszedł w świetle księżyca na szczyt. Nie myliłem się
Polazł na Urkunkolma- 3134. Gdy zjawił się w schronie, pierwsze co powiedział, to... że dałem mu tak silne narkotyki, że nie wyhamował w schronisku i zatrzymał się dopiero na szczycie, bez telefonu. No tak. Doskonale go rozumiem. Ten narkotyk to wolność w górach. 

PIĄTEK

Rano w piątek przygotowaliśmy się do ataku na Wilda. No tak, kto się przygotował, to się przygotował...

Po godzinie marszu Tymek padł. Nie mógł złapać oddechu. Bardzo płytko oddychał, dusił się. Zostałem z nim, poczekałem, aż się uspokoi. Jako odpowiedzialny i troskliwy ojciec spytałem go, czy dojdzie do schroniska. Niby chciał iść dalej, ale widziałem, że nie jest za dobrze. Zawrócił. Zadzwoniłem do Tomka, żeby w razie co, za godzinę wyszedł szukać Tymka. Oczywiście Tymek bez problemów dotarł do Breslaura. A ja próbuję iść za moją bandą. Klnę na swoją głupotę. Po co mi rakiety w piwnicy? Czy nie lepiej byłoby mieć je na swoich nogach? Zapadam się potwornie. Ekiopa na mnie poczekał. Nie mam siły mówić. Jak do nich doszedłem ryuszyli dalej. Zostawiają ślady głębokie na 10 cm. Moje mają 30- 40. Zapadam się po pas. Nie mogę ruszyć nogami. Odkopuiję się. Idę dalej. Ponownie zapadam się. Myślę, że powinienem zawrócić. Nic tu po mnie. Jestem spocony, zmęczony, a ekipy nie widzę. Noga wpada w szczelinę, nie mogę jej wyciągnąć spod kamieni i śniegu.. Muszę ją odkopać. Walczę. Idę dalej. Słońce pali niemiłosiernie. Dochodzę do kamieni, na których można usiąść. Poddaję się. Spakowałem się jak bym pierwwszy raz właził na Wilda. A już kilka razy brak rakiet stanął mi na przeszkodzie. I niczego się nie nauczyłem. Wysłałem SMSy  że wracamEkipa nawet nie wie, jaką walkę musiałem stoczyć.Nie jest łatwo poddać się, ale muszę. Doszedłem do schroniska. Poczekaliśmy na Ekipę. Nie zdobyli szczytu. Też się poddali.Poszliśmy z Tymkiem powspinać się na ściankę. Od Tomka pożyczyłem ekspresy. Tymek jako pierwszy zrobił drogę po prawej. Nienawidzę wspinaczki z dołem. Mój lęk jest ogromny. Zacząłem robić drogę środkową, ale się poddałem. Jednak pójdziemy na wędkę. Tak się nam udało. Trzecią drogę mieliśmy zrobić następnego dnia. Ale... nie było czasu.
Wiola z Romkiem zrobili mi niespodziankę. Miałem tort ze świeczkami :):):):)
To były cudowne urodziny. Super miejsce, fajni ludzie. Szkoda, że za chwilę znów bedziemy w naszych domach, i znowu piójdziemy do pracy.
Towarzystwo zaczęło rozmawiać ze swoimi szamanami ukrytymi w czeluściach telefobnów. Szamani powiedzieli, że będzie zmiana pogody. W duchu cały czas modliłem się o ochłodzenie, i chmurtkę na niebie. Pomysły są różne, jakoś nie mogę dogadać się co robimy jutro. Wiem, że góry dla mnie odpadają. Ważę o 50 kg za dużo.

SOBOTA

Nie patrząc na czary szamanów, wychodzimy z Tymkiem na najbliższy szczyt. Tymka znowu złapała "zadyszka". Pyta dlaczego nie może oddychać. W sumie nie wiem, ale podpowiadam mu techniki oddechu. Udało mu się. Nie wpadł w taką panikę jak wczoraj. Złapał powietrze. Idziemy. Trochę ze sobą rozmawiamy. Może za dwa tygodnie pojedzie w Tatry. Na szczycie czas na posiłek regeneracyjny
Myślę, że trzeba napisać nowe podręczniki survivalu :)
Ale skoro to na niego działa? 
Na zdjęciu widać w tle szczyt, którego nie zrobiliśmy. Przewidywania szamanów nie sprawdziły się. Nadal niebo bez chmur. Tymek za chwile też zdejmie kurtkę. Aż nie można uwierzyć, że to połowa listopada...
Schodzimy do schronu. Wszyscy już spakowani. Emeryci chcą zejść na dół i jechać do schroniska odespać, a my idziemy na ferraty:
Reinhard Schiestl (zmarł w 95) w Langenfeld. Jedna z fajniejszych ferratek. Szybkie dojśćie, wysoka na 200 metrów, niezbyt trudna, ale można się pobawić. Zostawiamy samochód ma parkingu i idziemy kilka metrów do startu. Powtarzam podstawowe zasady, ustalam kolejność: Tymek, Lilka, Tomek, Justyna i ja. Idziemy
Ferratka pnie się pionowo w górę



Gdy byliśmy w połowie zobaczyliśmy w dole, że przy naszym aucie zaparkowala reszta. 
Na końcu ferraty podzieliliśmy się. Ja zszedłem prosto do auta, reszta zeszła pod kościół normalbną drogą zejśćiową. 
Przy aucie pożegnałem się z Emerytami. Idziemy na koleją ferratę- Stuibenfall. Bardzo łatwa, dość urokliwa ferratka nad wodospadem. Zaczynamy iść. Za chwilę będzie ciemno. Ale nie to mnie martwi. Widzę ciężkie chmury zwiastujące descz. Szamani z telefonów zaczynają działać. Tomek wysyła mi SMS, że są już w pokoju i leje deszcz. Modlę się w duchu, byśmy przeszli ferratę bez ulewy. Móje modły są mocniejsze niż czary szamanów. Udało się. Najgorsze jest zejście z ferraty. Parszywe schoduy i most. Serce bije mi w gardle. Ale udało się ...
Pamiętam jak kiedyś schodziliśmy tu, gdy wszystko było oblodzone... To była jazda. 
Chciałbym jechać do Erhwaldu i tam przenocować. Wie, że damy radę jutro coś zrobić Zawsze są jakieś możliwośći. Jest tu ferrata, którą mam na liście "do zrobienia". a jak nie tu, to Hirschbach. Można trochę na linie powariować...
Ale zapadła demokratyczna decyzja: jedziemy do domów, tat, mamów, kotów, psów, kłopotów i trosk.
Jak zawsze w takich momentach jest mi smutno:( 


Rozliczenie kosztów:
Noclegi- po 14 Euro- każdy sam
Paliwo itp 1000zł - brak parkingów płatnych :) do podziału na naszą piątkę

Numer konta: 52 1140 2004 0000 3102 7426 2416

P.S. Mieliśmy cudowną ekipę w samochodzie. Nikt się nie migał od prowadzenia samochodu
P.S. Bardzo wszystkim dziękuję za cudownie spędzone moje urodziny :)
P.S. Nie mogę doczekać się kolejnych wypadów!!!!!

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

dubaj? plus kutaisi z WDC

Juz po operacji, czas na Hohe Wand 12 sierpnia

24.12 Święta w Alpach?