Pizzo di coca
Start czwartek 9.10 o 16. Powrot samochodem przez lazurowe wybrzeze...
1. Ja
2. Tymek
Wstałem rano, pojechałem z psami do biura, zostawiłem samochód i ruszyliśmy na spacer w stronę domu. O 10 obudziłem Tyłka, zeszliśmy do piwnicy spakować szpeju. Nie wiem, czy lina będzie potrzebna, czy uprzęże się nam przydadzą, ale bierzemy je. Szybko spakowaliśmy plecak 10kg, a resztę wrzuciliśmy w plecaki podręczne. Wzięliśmy namiot wyprawowy. Po dotarciu do valbione prześpimy się w namiocie. Riszyliśmy z Renią do Tarnowa na basen. O 15 dotarliśmy z Tymkiem na lotnisko w Poznaniu, nadaliśmy bagaż i wsiedliśmy do samolotu. Ku mojemu zaskoczeniu samolot wystartował przed czasem. Siedziałem w ostatnim rzędzie, Tymek gdzieś z przodu. Po dotarciu do Bergamo, odebraliśmy plecak, ruszyliśmy po samochód. I tu zaskoczenie. Dostaliśmy Lancie która jeździłem 3miesiace temu. Udaliśmy się do Decathlonu wydać 6 euro na gaz. Przyda się, do zalania liofizowanych posiłków. Oczywiście nie gazem zalewamy, tylko wzięliśmy jetboila do gotowania wody :). W Albione zatrzymaliśmy się w Lidlu, tu wydaliśmy majatek na dodatkowe jedzenie. Po kilku kilometrach, tragedia. Zorientowałem się, że nie mamy ani chusteczek, ani papieru toaletowego. A przecież, śpimy na dziko. Wszystkie sklepy zamknięte. Nie wiemy co robić. Tymek stwierdził, że pójdzie do hotelu i tam ogarnie. I rzeczywiście załatwił rolkę papieru. I to za darmo!
Dojechaliśmy do Valbione, zaparkowaliśmy samochód, zapłaciliśmy za parking, wzięliśmy namiot i poszliśmy za rzekę Serio. Schodząc poślizgnąłem się i upadłem. W ręku miałem szklaną butelkę, więc narażając tyłek uratowałem ja :). Rozbiliśmy namiot, nasłuchałem materac, który jest ciupinke za duży do wnętrza namiotu i poszliśmy spac. Rano pospałem do 8. Dowiedziałem się, że schronisko jest otwarte, więc nie bierzemy śpiworów. Dziś śpimy w schronisku, jutro atak na szczyt.3majcie kciuki
Ruszamy. Jest godzina 10. Musze przyznać, ze Tymek w końcu wygląda profesjonalnie. Porzucił dzinsy, zalozył porządne ciuchy. Dorasta mi syn.. Idziemy niespiesznie. Dzis mamy w planach tylko dojscie do schroniska. Czworka polakow, ktorych spotkałem na parkingu, zamierza dziś wejść na szczyt i zejść do schroniska. My wolimy najpierw się wyspać...Doszliśmy do rozdroża. Na zdjęciu widać moją miniowke. Sciągnąłem spodnie, bo zroblilo się gorąco. A krotkich portek niemam. Tak samo wchodziłem w chorwacji...
Tymek ściągnął koszulkę, ja spodnie. Czego się nie robi dla komfortu.
Doszliśmy do strumienia, Tymek rzucił się na wodę. Dobrze, bo picie jest ważne
Jak patrzę na ten wodospad, to Siklawa wydaje mi się smutna. Taka malutka
Pogoda nas rozpieszcza
Niedaleko schroniska skręciliśmy, by zjeść obiadek. W końcu trzeba zużyć zakupiony gaz :)
Pod schroniskiem zdjąłem koszulkę. I zacząłem pić piwko. W końcu moment, by odpocząć. Dawno nie miałem tak spokojnego czasu. Nie spieszy się nam. Wszystko na luzie. Może jutro zdobędziemy szczyt i pojedziemy nad morze. Może nie. Ważne jest tu i teraz.
Żeby napisać te parę słów musieliśmy wdrapać się na pobliski szczyt. Bo przy schonisku nie ma zasięgu. W tle widać nasz cel..
W dole widać jeziorko. Zaczynamy wspinaczke. Jest super warun.
Niepokoi mnie śnieg lezacy na zboczu...
Ale idziemy, nie zniechecamy się. Słońce grzeje. Widać nasze cienie
Ku zaskoczeniu, jeziorko jest zamarzniete. A to tylko 2600 n.p.m.
Dochodzimy do przełęczy. Zaczyna się wspinaczka
Porzuciliśmy kijki. Potrzebujemy rąk do przytrzymywania się kamieni
Uważamy, by nie zrzucać na siebie kamieni.
Panorama alp jest cudowna :)
Bylo pare miejsc pokrytych śniegiem
Dotarliśmy na szczyt. Trzecie moje podejscie. Tym razem miałem dobrego partnera. Dziekuje!!!
Niepotrzebnie kazałem Tymkowi taśtać linę, kości, kubki. Nie były potrzebne
































Komentarze
Prześlij komentarz